Zazdrość
Kilka kolejnych tygodni było katorgą, ogniem piekielnym, wiecznym poświęceniem i kacem. Mimo, iż Mily umiała walczyć i jeździć konno, nie musiała tego szlifować, pomagała w tym innym. O zgrozo, co za beztalencia. Były też rzeczy w których i ona musiała się doszkolić. Mieli do wyboru łuk i kuszę. Łuk-elegancja i praktyczność. Kusza- toporność, traci na szybkości. Toż to jasne co wybrała.Z kuszy wcale nie strzela się tak prosto, jak z liścia w twarz.
Nową grozą była zapowiedziane na za tydzień zajęcia teoretyczne. Jedyne, co powstrzymywało ją od brutalnego mordu na przypadkowym przechodniu były chwilę spędzone z Lukim, bo tak nazywał się natręt poznany w bibliotece i nową znajomą, której nie wystraszyła powierzchowność Emily.
Jestem jak cebula. Jak ogr. Mam warstwy.
Dziewczynę zwano Julay, i była kimś, po kim Mily nie spodziewałaby się takiej akceptacji. Była bowiem bogata, śliczna i bardzo normalna. Najwidoczniej jednak nie polubiła się z wartymi siebie snobami, więc przyczepiła się jej. Łaskawie ją tolerowała. Zaskakująco, okazała się jednak dobrą partnerką do rozmowy i głupich dowcipów, jak oblanie Luka i jego kolegów pomyjami, z dachu. To jak im się za to odwdzięczył nie pozostanie niedopowiedziane.
Mimo to, ta trójka lubiła się, ku wielkiej irytacji Madelyn. Wredna współlokatorka nie mogła znieść myśli, że jeszcze wredniejsza współlokatorka znalazła podobnych sobie. Zresztą, nie ona jedna.
Mily często łapała Dantego, tego starego zboczucha, jak sam siebie między wersami określił, na rzucaniu jej dziwnych spojrzeń. Może i nie rozbierał jej wzrokiem, ale dziwnie być obserwowaną tak przenikliwie. Błękit jego oczu podejrzanie parzył.
Tymczasem, niestety, żadne romantyczne historie między nią a Lukim się nie wydarzyły. Być może i mogłaby go upić, czy coś, ale... dobrze jej było, z nim jako przyjacielem u boku. On też wydawał się zadowolony. Rozumieli się świetnie i uwielbiali spędzać ze sobą czas, ale nie można zmusić się do uczucia. Stworzyli, łącznie z Julay paczkę, która póki co, trzymała się razem, razem jadła, śmiała się (z innych) i kpiła z systemu.
Teoretycznie nie powinni się byli zaprzyjaźnić.
Teoretycznie w kiblu powinna być srajtaśma. Teoria teorią, praktyka praktyką.
Nowi towarzysze zbrodni Emily dostrzegli jej zawiłe i skomplikowane relację z Madelyn. Nie dziwili jej się ani trochę. Postanowili utrzeć jej trochę nosa, za pomocą starych, sprawdzonych metod. Mimo, iż plan miał dopiero zarys, już musieli pohamowywać swoje zapędy. Szkody należy ograniczyć do tego, co funduje NFZ.
Coś jeszcze poprawiało Mily nastrój. Lekcje jazdy konnej. W senesie, że ona uczyła innych.
Była jedną z niewielu, którzy naprawdę wiedzieli jak rozróżnić łeb od zada. Każdy adept dostawał swojego wierzchowca, o którego musiał dbać. Koń dziewczyny dostał najbardziej epickie imię, jakie mogła wymyślić, a możliwości miała Duże. Nazwała go Boskoepickigniewbogathora. Się czytało mitologię. Najlepsze jest to, że mogła to wpisać do akt. Strażniczka Janie chciała ją zabić.
Byłoby troszkę nie praktycznie zwracać się do pięknego, karego araba pełnym imieniem, zdecydowała się więć zwracać do niego per Beg. Trochę nie przystoi, ale po wiadrze prosa przebaczył jej.
Drugim powodem, czemu ubóstwiała te lekcje byli inni adepci. Łzy rozbawienia leciały jej chyba przy każdym uczniu. Zwłaszcza jak lądowali w błocie. Jej ulubioną uczennicą była Madelyn. Z wiadomych przyczyn.
-Powtórzmy coś tam gadał- poprosiła Mily, gdy siedziała e swoją paczką na błoniach należących do zamku, w niedziele, dzień pańsko-bogobojno-ustawowo-wolny.
-O imprezie czy mordobiciu?
-JAkby była jakaś różnica. Dawaj o tej imprezie.
-No cóż, mówiłem, gdy akurat bardzo mnie słuchałyście, że Głównodowodząca pitoliła coś o balu inauguracyjnym.
-Nie cierpię jędzy.
-Oj nie mów tak- wtrąciła Julay-dała mi kiedyś ciasteczko.
-Przedtem je pewnie opluła.
-Jeśli tak, to jej ślina ma właściwości ekstazy.
-Czy z wiekiem wyrasta się z żartów o narkotykach?
-Jakich żartów?
-Dobra, nie ważne. Mów o tym balu.
-Trzy miesiące po rozpoczęciu nauki- powiedział słowo nauka iście adekwatnie do sytuacji- odbywa się bal, na którym stajemy się autentycznymi adeptami i rozpoczynamy prawdziwe szkolenie, według ustaw, etcetera.
-Możemy się wypindziować?
-Nie powstrzyma was żaden zakaz.
-Jak ty nas znasz, Luki-stwierdziły jednogłośnie.
-Czyli został nam jeszcze tydzień i zalejemy się w trupa.
-Każdy ma kogoś zaprosić.
Dziewczyny spojrzały po sobie.
-To go bierzesz!
-Czym zawiniłam?!
Chłopak spojrzał na nie z politowaniem. Nie ma sprawy. Zaproszę Madelyn. Jest tysiąc razy ładniejsza od was obu.
-Wiesz, że nie wytrzymasz z nią nawet godziny?
-Emily jakoś wytrzymała.
-I patrz na nią, jaka jest skrzywiona.
Tego, jak bardzo jestem skrzywiona nie jestem pewna ani ja , ani nawet Nostradamus.
Tylko jedno jest stuprocentowo pewne.
To jest zaraźliwe i bardzo niebezpieczne.
Super pisz dalej!
OdpowiedzUsuńhttp://stadomustanga.blogspot.com/
Dobra! Wreszcie przeczytałam! Zajęło mi to więcej czasu niż przypuszczałam, ale oto jestem! I żebyś nie pomyślała, że to z powodu opowiadania - po prostu nie miałam nawet czasu siąść z telefonem i przeczytać opowiadania. Dopiero dzisiaj jak ślubny wybrał się do pracy to z powodu bezsenności wzięłam się za czytanie :D
OdpowiedzUsuńPrzyznam się, że z początku miałam pewne trudności z połapaniem się w opowiadaniu. Gubiłam się w tym czy opowiadanie jest Twoją narracją czy może narratorem jest Emily. W pewnym momencie jednak się wkręciłam i nie sądzę, abym się znowu zgubiła - sęk w tym że jeśli będziesz dłużej zwlekać z nowym rozdziałem to znowu się wybiję z rytmu :P
Co do stylistyki opowiadania - nie wypowiadam się bo nie mam zielonego pojęcia o co chodzi w tych skurwiałych zasadach polskiej pisowni. Może w niektórych miejscach tam gdzie powinny być nie ma akapitów, ale ja je u siebie wrzucam na potęgę i nawet nie wiem czy słusznie więc tu również nie mam nic do powiedzenia :D
Jeśli zaś o samo opowiadanie chodzi to wydaje mi się, że akcja toczy się trochę zbyt szybko przez co może być lekko pogmatwana. Brakuje opisów co również wywołuje lekkie zamieszanie.
Strasznie podoba mi się charakter głównej bohaterki! Pełna sarkazmu i w posiadaniu ironi na każą możliwą okazję. Momentami to jakbym słyszała siebie :D
A wracając do opowiadania...
Jak już wyniuchałam wątek romantyczny to dla mnie normalnie miodzio:D Tylko Dante mnie podkurwił, po jaką cholerę ją całował skoro zaraz stwierdził, że to w ogóle nie powinno się zdarzyć? Palant! Mam dziwne wrażenie, że jeszcze tego pożałuje bo Emily zwróci swoją uwagę na Luki'ego. No cóż, niech się wali - chociaż kibicuję mu jak mogę. Może wreszcie pójdzie po rozum do głowy i zczai się, że wiek to nie wszystko... palant!
Czekam na next i w między czasie dziękuję z akomentarz na [sonyume-no-monogatari]:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper rozdziała, piszesz świetnie! ;)
OdpowiedzUsuń