niedziela, 24 sierpnia 2014

"Zbuntowana" Rozdział 8

Ból

Dante nagle zamarł bez ruchu. Jego ręce zdrętwiały, mimo że do tej pory całował ją jak młody bóg Harleqinu.
<Nic nie może przecież wiecznie trwać!>
-Ja...dobranoc Mily- po tych słowach uciekł jak spłoszona sarenka. Ok, sarenki są słodkie, ale ten akurat jelonek powinien mieć jaja.
Czując się jak bułka z nadzieniem wiadomym z powodów niewiadomych otworzyła drzwi i przywitała łóżko pośladkami. Miała mętlik w głowie. Ok, może nie miała włosów jak Madelyn, ani jej ust, ani... cuchniało to zazdrością z nutką zawiści i desperacji <cudna kompozycja>. Zrobiła wtedy coś, o co by się nie podejrzewała, ani nikt inny. Nie wolno było tego dłużej przeciągać. A więc, powędrowała dzielnie do dupomyjni i...stanęła przed lustrem. Tak, to rzeczywiście była już desperacja.
Spodziewała się głośnego trzasku, ale termin gwarancji zwierciadła najwidoczniej miał się jeszcze dobrze.
Wdech-wydech. Spokojnie.
Ujrzała dziewczynę. W sumie.. to było jakieś zaskoczenie, gdyż tyle czasu spędziła z mężczyznami, że zaczęła się z nimi utożsamiać. Ale, mimo iż tyłek zwarty do pracy a na dłoniach odciski wyglądała... delikatnie. Zmęczenie chyba kiereszowało jej zdolność oceny sytuacji, ale co tam. Był potencjał, ale bynajmniej...niewykorzystany. Była zaniedbana. Paznokcie połamane, cienie pod oczami włosy suche, skóra też, spocona, brudna, nie pomalowana. Nie poświęcała czasu na babskie rytuały. Efektem było, że kiedy /wreszcie/ mężczyzna (i to nie byle jaki) zdecydował się ją pocałować, to zmienił zdanie i wziął nogi za uszy. Foch.
Może powinna coś ze sobą zrobić. Nie, nie z moralnością, chociaż było to pewnie naglące, ale z wyglądem. Jak mężczyźni uciekają, a cycki jeszcze ma to jest znak "że coś się dzieje".
Zaczęła od wyszorowania się bardzo dokładnie. Nie zdawała sobie sprawy, że jej pępek jest aż tak pojemny. Szacun.
Włosy zostały doszorowane, wyczesane, umyte znowu i znowu zryte szczotką. Dopiero po tym przestały się lepić. Czym? Niektóre zagadki zagadkami pozostaną.
Na gębę położyła "gładź o właściwościach leczniczych". To się chyba nazywało maską, czy tam inna kupa, nie miała pewności. To coś musiałoby zawierać w sobie ślinę jednorożca i panaceum, żeby pomóc.
Dużo tego było, gdy zwykle pakietem premium było mydło. Odziała się w czystą piżamkę, i padła na łóżką z wymienioną pościelą. W tym momencie kochała panie sprzątające. Może chociaż one miały jakiś takt i wdzięk, w przeciwieństwie co do poniektórych sarenek.
To był pierwszy raz, od niepamiętnych czasów, kiedy czuła się naprawdę czysta. Jej flora bakteryjna jej za to nie pokocha.
Rano zwlekła się z łóżka wcześniej niż zwykle. Poczłapała więc do wychodka i zaczęła się szykować. Znowu.
Gdy skończyła, musiała to przyznać. Wyglądała jak opluta śliną jednorożca, czyt. zarąbiście. Czyli maseczka podziałała. Jej oczy nawet nie zrobiły się skośne! Dante powiedział wczoraj, że czeka ich morderczy trening. Na logikę, powinna ubrać swój strażniczy strój. Na logikę. A nie była ona czymś, czym Mily zwykle się kieruję. Rzuciła łaskawe spojrzenie na szafę z ubraniami. O dziwo, znalazła tam mnóstwo ubrań- od eleganckich bawełnianych spodni, których zwykła dziewczyna nie miałaby prawa ubrać po bardzo sexy sexy suknie balowe. A nawet więcej czystych piżamek. Miodzio.
Niestety, stwierdziła z bólem, że nawet i czysta piżamka nie walnie Dantego w twarz przekazem, że nie zawsze trzeba od niej uciekać. Tylko w niektórych sytuacjach. Zdecydowała się więc na zwiewną sukienkę, która pewnie według mieszkańców zamku zasługiwała miano dla kurtyzany. Emily czuła się usatysfakcjonowana z wyboru. Do tego czarne butki na obcasie. Teraz mogli oficjalnie nazywać ją dupodajką. Byle nie za głośno, jeśli lubią swoje zęby. I właśnie w takim stroju poszła na śniadanie.
Patrzyli się z jeszcze większą naganą niż gdy przyszła w piżamie. W sumie, było to nie fair zważywszy na to, że inne dziewczyny miały na sobie suknie z gorsetem eksponującym trochę więcej, niż jej dekolt. Dopiero teraz zwróciła uwagę na to, jak wyglądały inne adeptki. Jedna czy dwie były w strażniczym stroju. Emily mogła pokonać najlepszego żołnierza nawet w szpilkach, ale wątpiła, czy one też posiadały takie zdolności. Chyba jednak nie przejęły się tym tylko dlatego, że miały jeszcze przed sobą pierwszy trening.
W zamyśleń wyrwał ją widok pustego krzesła. Zobaczyła tylko karteczkę.
"Em, spotkamy się na dziedzińcu o 10.
  Możesz przyjść wcześniej, będę czekał.
D."
Uhuhu, czyli jednak nie porzucił myśli szkolenia jej w walce. Po wczorajszym wykładzie spodziewała się bardziej, że wyślę ją na lekcję o geografii a potem będzie przepytywał.  To będzie jednak ciekawsze.
Nie śpieszyło się jej jednak, i jadła spokojnie, popijając kawą z miodem. Albo miodem z kawą, według gustu. Zauważyła, że inni adepci wstawali od stołu i kierowali się na dziedziniec. Lekcja zbiorowa?
Gdy wreszcie tuszyła się, było za dwie dziesiąta, a sala oprócz prawowitych strażników. To chyba buł czas, żeby wreszcie się ruszyła.
Na dziedzińcu stali już wszyscy adepci: zmanierowane panienki, macho-twardziele i inni lalusie. Żadnych poważnych rywali. Chciała się już wtopić w tłu, ale dostrzegła Dantego, który stał poza grupą i machał na nią ręką. No cóż, nie mogła ignorować swojego nauczyciela. Znaczy, ona mogła wszystko, tylko to tak technicznie rzecz biorąc.
-Nareszcie jesteś - stwierdził beznamiętnie, nie patrząc jej w oczy.
Poczuła się urażona. Nie wolno się tak nią bawić. 
-Wiesz, że będziemy musieli pogadać, sarenko?
Widziała w jego oczach, że bardzo chciał się o tą sarenkę spytać, ale powstrzymał się. Nadal nie zaszczycił jej spojrzeniem.
-Tak, ekhem, będziemy musieli- był skrępowany, to było widać. Obrócił się jednak do niej z wyrazem oznaczającym, że oprócz pracy nic go nie obchodzi.
-Pomożesz mi dzisiaj poprowadzić zajęcia- kurde. Nawet w takim prostym zdaniu było czuć między nimi chemie i fizykę. Nie mógł tego zignorować?
-Co? Jestem dopiero adeptem!
-I świetnym wojownikiem. We wszystkim, jak podejrzewam, walki akurat nikt cię nie musi uczyć. Umiesz strzelasz łuku, prawda?
Przytaknęła.
-Będziemy to ćwiczyli do perfekcji, dobrze, że masz jakieś podstawy. Teraz jednak będziemy uczyć ich- wskazał ręką na grupkę smarkaczy. Smarkaczy w jej wieku, ale jednak.
-Świetnie. Co dzisiaj im pokażemy?
-Podstawy jazdy konnej i walki wręcz.
-Nawet nie widziałeś, jak jeżdżę konno.
-Wierzę, że lepiej ode mnie.
-Nie będę się kłócić. Akurat w tym masz rację.
Normalnie by się uśmiechnął. Działo się coś niefajnego. 
-Ok- westchnął- Zaczynamy- po czym wspiął się na podest i krzyknął do zebranych:
-Panie i panowie, proszę o uwagę!- uśmiechnął się tak pięknie, jak tylko on potrafił. Szkoda tylko, że to nie był uśmiech dla niej. - Dzisiaj pomoże mi moja podopieczna, Emily. Będziemy was uczyć podstaw walki wręcz, która jest podstawową umiejętnością dla strażnika oraz wsadzimy was na konie, wierząc, że dacie sobie radę- mrugnął do nich. 
Adepci podzielili się na pięcioosobowe snobistyczne grupki. Do każdej po kolei podchodził Dante albo Emily i cierpliwie uczyli ich podstaw trzymania sztyletu, który nosili przy pasie. Tak, nie umieli ich trzymać. Dziewczyna myślała że wybuchnie, po sytuacji, gdy zarozumiały chłopak zaczął ją wyzywać od ignorantek, i że to on powinien ją uczyć. 
-Dobrze. Pokonaj mnie w takim razie w pojedynku.
-Nie biję dziewczyn.
-Ta jasne- poczuł chyba na sobie presję od innych matołów, którzy czekali aż skopie jej tyłek. Niedoczekanie.
-Dobrze skoro tak.
Dante najwyraźniej zauważył co się dzieje. Zatrzymał się i krzyknął jej, żeby się nie wygłupiała.
Nie będę słuchała parzystokopytnych.
Emily stanęła na przeciw niego, a wokół zrobił się tłumek.
-Proszę obserwować i się uczyć, jak pokonać przeciwnika, który dominuję nad tobą wzrostem, wagą i muskulaturą.
Jako że Dante jako jedyny widział ją w akcji, tylko on stał skrzywiony spodziewając się krwawej masakry. Najśmieszniejsze jest to, że wydawał się jednocześnie żywo zainteresowany.
 To nie było trudne i zajęłoby jej dwukrotnie mniej czasu, gdyby nie to, że chciała się popisać. W walce powinni mieć do niej szacunek. 
Najpierw, z pół obrotu wykopała mu sztylet z ręki, a potem, z szybkością dzikiego kota zadała mu kilka kopniaków i udawanych pchnięć, strasząc go sztyletem. 
Szczeniaki patrzyły na nią zafascynowane.
Mam nadzieje, że podziwiają to, jak zajebiście wyglądam. Albo, że się mnie boją.
Najlepiej to i to.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ppppppppppppppppppppppppssssssssssst.
Wiem, że nigdy do was, moich małych owieczek posłowia nie pisałam, ale zawsze jest ten pierwszy raz. Chciałam tylko napomknąć o konkursie, który może zainteresować prowadzących blogi mafiosów.
Link do Wonderlandu: http://naszswiatmojezdanie.blogspot.com/2014/08/zwierzeta-jak-pluszaki-konkurs.html

6 komentarzy:

  1. Wow! Piękny blog. Świetny rozdział. Chyba lubisz konie co? :P

    http://chcebyckopciuszkiem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Bardzo podoba mi się imię bohatera- Dante...To takie artystyczne :D i bardzo podoba mi się tło. Obserwuję :)
    moje-poczytajki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawie piszesz :)
    Obserwacja za obserwację?
    http://damcipomysl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. opowiadanie jest ciekawe, ale szablon utrudnia czytanie i odrobine znięchęca ;)
    Popracowałabym na twoim miejscu nad wyglądem :)
    http://soul-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Laska walcząca w kiecce i szpilach... normalnie Emily zaczyna rewolucjonizować tą ich małą szkółkę rycerską. ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy