wtorek, 29 lipca 2014

"Zbuntowana" Rozdział 5

Próba

Obudziło ją pukanie do drzwi. Po pierwszej nocy z blond jędzą była wykończona jak po zaganianiu świń do zagrody. Podobne doświadczenie. Madelyn nie mogła ( bądź nie chciała) zasnąć więc zasypywała ją swoimi mądrościami typu "krowy śpią na łące, a nie w pokoju" połączonymi z wymownymi spojrzeniami. Nie odpowiedziała na pytanie Emily, co ona, skoro tak twierdzi, właściwie tu robi.
-Akwizytorów i kontroli nie wpuszczamy - ryknęła wtulając się w poduszkę.
-A mnie?- spytał Dante uchylając lekko drzwi.
-Ty też jest na czarnej liście- poinformowała go. Ze śliną w kąciku ust i potarganymi włosami musiała wyglądać jak groźny wojownik. Z epoki kamienia łupanego.
Uśmiechnął się do niej porozumiewawczo,  patrząc w stronę  wiedźmy wypiętej do świata tyłkiem. Dosłownie, bo w tej pozycji odpłynęła w świat nocnych marzeń, śniąc o mordowaniu noworodków.
-No cóż, w takim razie nie będę mógł ci przekazać, że chętnie zobaczymy cię na śniadaniu.
-Wy może i chętnie. Skąd pewność że to odwzajemnione?
-Tak szczerze, to powątpiewamy w to. Mamy jednak próżną nadzieję że zechcesz zjeść z nami, śmiertelnikami.
-Hasło poprawne - zasłużył na jej uśmiech. Obiektywnie patrząc było to duże osiągnięcie.
Gdzieś w między czasie Madelyn, niestety, powróciła do żywych. Gdyby spojrzenie mogło zabić, uczyniłaby z Emily smażoną kiełbaskę.
-Ponieważ jestem kobietą, wiedz jedno Dante.
Podniósł pytająco brew.
-Nie mam się w co ubrać. I to dosłownie. Moje ubrania w nocy ukradły jakieś gnomy, a myślę, że naturyści nie przyjmą mnie z otwartymi ramionami po tym, jak ich zwyzywałam od zboczeńców i klech.
-Dlaczego klech...? Zresztą nieważne, nie gnomy cię obrobiły tylko pracownice pralni.
-Też mi różnica.
- Mam coś dla ciebie w zamian.- mówiąc to wyciągnął piękną, długą suknię i podał jej paczuszkę z bielizną.
-Ciekawe ile jedwabników musiało umrzeć żeby stworzyć to cudo.
-Szkoda ci ich?
-Coś ty. Po prostu ta myśl sprawia mi perwersyjną przyjemność.
Po tym wyznaniu zostawił je same, by mogły upodobnić się do ludzi. Madelyn wcisnęła się w różową suknie, pokazującą wszystkie jej (wątpliwe) wdzięki, a Emily w podarowane jej przez czerwony krzyż odzienie. Wyglądała świetnie, co oczywiście zepsuła myśl, jak w czymś takim przejdzie mafijski test wtajemniczenia.
 Gdy wyszła szukając sali pokierowała się zapachem smażonych  kawałków z tyłka świni bądź, jak kto woli bekonu. Najpiękniejsze pachnidło, jakie mógł wymyślić człowiek.
Śniadanie przebiegło w przyjaznej atmosferze, dzięki temu, że obie nowicjuszki zajęli jedzeniem, wykluczając im możliwość uprzejmej wymiany zdań. Mądre posunięcie. Jeszcze mądrzejsze było posadzenie Madelyn na drugim końcu sali. Chyba chcieli uniknąć bójek.
Po śniadaniu Dante zaprowadził obie na korytarz, gdzie czekali najwidoczniej inni skazani. Emily przyglądała się im, lecz nie dostrzegła nikogo, kto wyróżniałby się jakoś specjalnie. Ukryty smok- przyczajony tygrys, pomyślała. Głęboko jednak wierzyła, że i tak pokonała by każdego z tutaj obecnych. Kopem w fistaszki, ale jednak.
Za podejrzane należało uznać, że kto wchodził do pokoju grozy, nie wychodził  stamtąd. Albo rzeź niewiniątek, albo mieli drugie drzwi. Chyba jednak to pierwsze. Kolejka zmniejszała się w niepokojącym tempie. Czyli jednak okazało się, że populacja jest przeludniona i należy zredukować liczbę gęb do wykarmienia na zamku. Na kogoś musiało wypaść.
Dante, widząc panikę w jej oczach, zaczął ją uspokajać.
-Ej, gdyby mieli cię tam wpuścić do klatki z wściekłym borsukiem nie ubrałbym cię tak.
Wątpiła w to.
W końcu jednak nadeszła jej kolej.
- Jeśli tam zginę, proszę wywiesić moje ciało przed zamkiem, by straszyło dzieci po nocach. Chociaż jedno z moich marzeń się spełni- z tym stwierdzeniem wkroczyła w ten bardzo śmierdzący interes.
Gdy weszła do pokoju, okazało się, że był to ładny, przestronny gabinet, a za ustawionym tam stołem siedzi trójka strażników.
-Witaj. Jesteśmy tutaj po to, aby wyjaśnić ci zasady rządzące naszym stowarzyszeniem i opowiedzieć, do jakich celów używamy magii.
I znowu robi się dziwnie.
Uroczyli ją piękną naiwną historią, której w sumie nie słuchała, więc trudno powiedzieć o czym była.
Wyłapała pojedyncze słowa jak służba, naród, odpowiedzialność, cztery żywioły i tym podobne. Może gdyby zrobili to w formie jakiejś prezentacji, czy coś...
I wtedy kazali jej wejść w kolejne drzwi życząc powodzenia.
Test się zaczął.

niedziela, 27 lipca 2014

"Zbuntowana" Rozdział 4

Niedowierzanie

Ta odpowiedz aż błagała w męczarniach o ripostę w stylu Emily Hartway. Mafios Dante jednak podniósł rękę w geście "obserwuj". Ucichła. Nie, żeby posłuchała. Zaczęła się przyglądać jego obgryzionym skórkom od paznokci.
-Przydałby ci się manicure...co to było?!
Gdy strażniczka dowodząca treningiem dała znak, adepci wyrzucili swoje podróbki noży rzeźnickich w stronę tarczy stanowiącej cel.. Emily zawsze podobało się rzucanie nożami, ogólnie ostrymi przedmiotami, ale nie to wywołało jej padaczkową reakcje. Podczas swojego lotu broń rozświetliła się na różne kolory. Dało to efekt fajczącej się kiełbaski.
-Muszę się powtarzać?- odrzekł z udawaną urazą w głosie i uśmiechem igrającym na kształtnych ustach. Jej reakcja bawiła go.
-Polaliście to denaturatem i udajecie nie wiadomo jakich magików.- stwierdziła obrażona.
-Tak? A jak wyjaśnisz to?- wskazał jej grupkę która ćwiczyła poza polem rażenia.
 Dziewczyna unosiła się nad ziemią.
-Nie na wszystko odpowiedzią jest alkohol.
-Zdziwiłbyś się.
Ogólnie, odkąd rozpoczął się trening wszędzie albo coś latało, albo się paliło i wszędzie był hałas jak na rynku w dzień podniesienia podatków. Dziewczyna nadal była w szoku jak taka wielka, przestronna sala zmieściła się w ich zamku. I dlaczego nikt o tym nie wiedział. Tyle ludzi... Emily nie widziała wcześniej żadnego z nich. Adepci i jak podejrzewała ich instruktorzy byli ubrani tak samo. Czarny, nieograniczający ruchów kombinezon i wiecznie modne peleryny z obszernymi kapturami. Myśląc o Dante stwierdziła, ze kaptur nie powinien skrywać jego oblicza. Może inni strażnicy nie mieli tyle szczęścia w loterii puli genów. Nosili też przy sobie pasy zapięte na biodrach- z różnymi sakiewkami i pochwami na cudowną latającą broń palną.
Czy może być jeszcze dziwniej?
Czym oni mnie otumanili?
Gdzie można to kupić?
-Macie wystarczająco dużo ludzi w swojej sekcie. Po co wam jeszcze ja?
-Ponieważ widzimy w tobie potencjał- i znowu Janie pojawiła się z nicości.
-Mhm. Tylko ja nie umiem waszych hokus-pokus.
Był to jeden z niewielu przypadków, gdy wiedziała co mówi. Nawet to musieli jej zabrać.
-Możesz mieć w sobie większą moc niż my tu wszyscy razem wzięci. Albo nie mieć żadnej - uroczo.
-A jak to sprawdzicie?
-Ty musisz sprawdzić w teście. Oczywiście, o ile zgodzisz się do nas dołączyć.
-A mam jakąś inną perspektywę?-odpowiedziała zrezygnowana.
-Nie, raczej nie - powiedziane z bananem na twarzy.
-Od początku wiedziałam że z was jakiś gang bananowych chłopców. Jak coś nie tak, to nogi w beton i do rzeki - marudziła.
Dante i Janie unieśli brwi tak jednomyślnie, że chyba to ćwiczyli.
- To znaczyło, że się zgadzam, tak dla jasności.
Zaprowadzili ją znowu do Głównodowodzącej w celu podpisania kontraktu z diabłem. Nie używała własnej krwi, ale było blisko. W formularzu zawierały się informację o niej, i wszystkie rzeczy na które się zgodziła, między innymi podleganie regulaminowi stowarzyszenia zwanego Strażnikami oraz zgoda na naukę przez okres lat trzech. Po tym czasie zostanie pełnoprawną Strażniczką, będzie kopać tyłki łotrom  zdrajcom i pijakom, oraz jeśli kupi już teraz dostanie własny przydział do nory, której będzie pilnować. Nie można przegapić takiej okazji!
-Więc to oznacza, że jutro przejdziesz test sprawdzający twoje zdolności- męczyła ją Janie. -Teraz Dante zaprowadzi cię do twojego nowego pokoju.
Wow. W tym burdelu dostanie swój pokój.
-Mam nadzieje, że polubicie się ze swoją współlokatorką.
Mogło być tak pięknie.
Dante zaprowadził ją do części pseudo-mieszkalnej. Było nawet znośnie. Dopóki nie poznała jej.
Przepiękna blondynka z niebieskimi oczami i nieskazitelnym uśmiechu. Wszystko w pakiecie na dziewczęcej słodkiej twarzyczce.
Emily boleśnie zdawała sobie sprawę z kontrastu między jej męskim ubiorem, hm... troszeczkę podniszczonym przez treningi i wyglądającym na biedny nawet pomimo szorowania, a wymyślną suknią w kwiaty z delikatnej dzianiny. Na domiar złego uśmiechnęła się słodziutko do Dantego i wyraziła swoje głęboko filozoficzne przeświadczenie na głos.
-Ja chyba nie będę mieszkać z...tym chłopakiem.-Przypomniała sobie że nadal ma na sobie hełm skrywający jej włosy i kurz po pracy na policzku. Zarumieniła się. Trochę dlatego że została upokorzona, ale bardziej z ciśnienia które zaraz znalazłoby ujście w postaci pięści na tym damulkowatym nosku.
-To nie jest chłopak, tylko twoja nowa współlokatorka, Madelyn - odezwał się strażnik tak chłodno, że aż ją zmroziło.
-Ależ proszę, nie  gniewaj się. Czasami pozory mylą...- mówiąc to przysunęła się do niego i położyła rękę na jego torsie. Prędko się odsunął. Jego mina wyrażała..zmieszanie? Nie, bardziej wstręt. No cóż, tyle dobrego.
-Muszę już iść- odezwał się oschle. Zanim jednak wyszedł posłał jej minę typu "Postaraj się jej nie zabić. Choćby dziś" połączoną z tym jego uśmiechem.
 -Nie wierzę, że już przespałaś się z naszym instruktorem - powiedziała jadowicie.
- Że co proszę?!
-Widzę jak na ciebie patrzy, pff. Nie pojmuję, że pod tą koszulą kryje się jakiś biust. Jeśli tobie się udało to ja mam go za pewniaka.
Mówiłam kiedyś, że nie lubię blondynek?

sobota, 26 lipca 2014

"Zbuntowana" Rozdział 3

Tajemnica

-Znajdź teraz argument, którym wyjaśnisz daną sytuację omijając wpływ środków odurzających, które miały tu swoją małą rolę-wydusiła zszokowana.
Mrugnął do niej z szelmowskim uśmiechem. Bezczelny.
Do jej uszu dobiegł brzdęk metalu. I odgłosy ... walki? Nie, bardziej ćwiczeń. Wywnioskowała, gdyż nie doszła do niej woń krwi. No, bynajmniej nie na tyle intensywna.
-Porzuć swój uśmieszek i przedstaw się, żebym wiedziała jak mam na ciebie nakapować u...eee. Bądź co bądź. Mów co wiesz i więcej.
-Jestem Dante. Wywnioskowałem już z kim mam do czynienia. Jednak teraz nie tylko mnie musisz się przedstawić.
Przez cały czas trwania tej inteligentnej pogawędki o pogodzie szli zatęchłym, śmierdzącym i klaustrofobicznym korytarzem. Mily przysięgłaby, że słyszała tupotanie maleńkich nóżek wszelkiej maści gryzoni. Nie żeby wybrzydzała. Mięso to mięso. Korytarz zaprowadził ich do wielkiej sali. Ćwiczebnej. Czyli jednak jej powonienie nie myliło się.
-Kolejna rzecz z której musisz się wytłumaczyć. Jakim cudem to się tutaj zmieściło?
-Sądzę, że są pytania na które pilniej potrzebujesz odpowiedzi- do naszej przeuroczej jednostronnej konwersacji dołączyła się kobieta. Na oko miała pięćdziesiątkę na karku. Albo i mniej. Śniada i poorana zmarszczkami wywołanymi słońcem twarz nie odejmowała jej lat. Oj, niee.
-Podziwiam pani zdolność dedukcji-odparła opryskliwie.
Kobieta pokręciła głową z uśmiechem tańczącym na jej ustach, zrzucając pewnie moje bezczelne zachowanie na karb szoku pourazowego
-Strażniku Dante, zaprowadź ją proszę do Strażniczki Głównodowodzącej.
-Oczywiście, Strażniczko Janie-odmeldował. /gdyby Mily żyła w naszych czasach miałaby pewnie skojarzenie z Gestapo/
Dante zaprowadził ją do komnaty, zaraz obok korytarza. Było tam zapewne podobnie przytulnie. Otworzył jej drzwi. Wspominała już, że bezczelny?
Zastała tam -o dziwo- dosyć młodą kobietę. Na oko trzydziestka goniła ją w koszmarach. Blondynka. Już jej nie lubiła. Jakaś taka awersja.
-Witaj, ty jesteś zapewne Emily. Wiele o tobie słyszeliśmy.
-No, przynajmniej jedna z nas była poinformowana-odpowiedziała starając się zachować zimną krew. Tylko jak schłodzić wrzątek?
-Widzisz, może tego nie wiesz, a raczej nie możesz o tym wiedzieć, ale obserwowaliśmy cię.
Nie odpowiedziała. To miało na niej zrobić wrażenie?
-Cóż należą ci się więc wyjaśnienia, dlaczego zepsuliśmy ci ceremonię.
-O, i to jak.
-Mieliśmy powody- czyżby w "Strażniczce Głównodowodzącej" odezwała się cząstka żądna władzy? Zaczęła o sobie mówić per "my".
-Jakież to świetne idee wam to podpowiedziały?
-Nie chcieliśmy, żebyś została rycerzem. Pragnęliśmy cię widzieć u nas-oświadczyła ze stoickim spokojem.
-A że niby kim wy jesteście? Nową mafią w mieście? Sprzedajecie krzywe rzodkiewki na czarnym rynku czy co?!
-Nie, chociaż pomysł przedni- no proszę dużo jej dzisiaj uchodziło płazem.-Jesteśmy Strażnikami.
-Czego? Koni stajennych?
-Narodu. Chodź, zaraz zaczyna się trening.
Wyszły z komnaty. Głównoważna pokazała jej ławeczkę. Czyli jednak nie była jedynym przymusowym widzem tego poronionego pomysłu. Nawet ławeczkę ustawili.
Wyszli "adepci" na strażników. Emily bardziej poczuła niż usłyszała, że obok niej usiadł Dante, burząc piękną synchronizację jej i sadowiska. Trzeba przyznać, że nawet to zrobił z gracją. Nie wywrócił ławeczki. Emily nadal była jej obecnością po części oburzona.
-No i co takiego wyjątkowego macie, że aż zrezygnowaliście z krzywych rzodkiewek?
-Magię.- mruknął cicho.





.

"Zbuntowana" Rozdział 2

Szansa

-Jakiej dziewczyny?!- rzekł herold oburzony sytuacją i znieważeniem królewskiego protokołu. Był dumnym(bądź i nie) posiadaczem miny jakby miał zaraz popuścić.
-Podszywającej się pod najlepszego studenta z roku.- odrzekł spokojnie i uśmieszkiem igrającym na ustach - jedynej części jego twarzy nie skrywanej przez obszerny kaptur. W normalnej sytuacji to byłby komplement i to właśnie ją najbardziej denerwowało.
Emily czuła, że przegrzewają się jej zwoje w mózgu, ale nawet za możliwość publicznego demakijażu królowej nie umiałaby powiedzieć,jaki pomiot szatana wydałby tego /to czytają dzieci/ na świat . Nie było to w tej chwili jednak tak ważne. Ważne było, jak zapłaci za to co zrobił. Pojedynek z nią sam na sam byłby pewnie wystarczający, dla niego pierwszy i ostatni. Zepsuł jeden z najważniejszych momentów w jej życiu. Jeden z tych, w których wreszcie mogła sobie pozwolić na dokładną kąpiel, a po 3 sekundach nikt jej nie wrzucił do przydwornego chlewu. O ile nie będzie miała wyjątkowego szczęścia, a gwiazdka z nieba nie spadnie żeby uratować jej przerażone... miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, jej życie będzie jeszcze krótsze, niż to miała zaplanowane w grafiku. Wolałaby, żeby jej głowa poturlała się po polu bitwy, niż po miejskim placu, niedaleko gilotyny.
-Ależ panie... te oskarżenia są oburzające.- wtrąciła się królowa, troszkę zbyt przyciśnięta przez swój gorset.- Tylko jakiś wynaturzony stwór mógłby tak mnie znieważyć!
-Ej,ej- oskarżona straciła panowanie nad sobą. Swoją drogą i tak już długo wytrzymała. - Nikt nigdy nie nazwał mnie wynaturzonym stworem, no może kiedyś, gdy spierałam brud z koszuli piwem. Ale nie zmienia to faktu, że nazywam się Emily Hartway, a mój ojciec zginął walcząc za wasze strachliwe mieszczańskie dupska!- krzyknęła, ostatnie słowa kierując do oniemiałych, jednak wyglądających na zadowolonych z darmowej rozrywki dworzan. To tak, jakby cyrk w tym roku przyjechał szybciej.
-Zabiorę ją, wasza wysokość, jeśli można.
-Byle prędzej i dalej! Jestem pewna, że zajmiesz się nią używając odpowiednich środków.
-Oczywiście.-mówiąc to ukłonił się z gracją, podszedł do oniemiałej Mily  i złapał ja ramię, zaskakująco delikatnie. Chciała się wyrwać, lecz szepnął jej miękko do ucha:
-Spokojnie, jestem po twojej stronie.
Nigdy by w to nie uwierzyła, gdyby nie miała wtedy krótkiej okazji spojrzeć pod jego kaptur, skrywający jasnoniebieskie oczy, przyozdobione prawdomównym i troskliwym spojrzeniem.
Szok promieniował z Emily na kilometr. Pewnie nawet dworskie knury, przeznaczone na wieczorną ucztę miały w sobie więcej opanowania
Umilkła jednak. Trudno to było przyznać przed sobą, ale bała się. Strach paraliżował jej wnętrzności.
Co teraz ze mną będzie?
-Nie bój się.-Powiedział domniemany kat i oprawca. Ironia.-Nie ukradłem cię  stamtąd z poczucia prawości i obowiązku, tylko dlatego, że gdzie indziej widzę dla ciebie przyszłość.
-Gdzie niby, w burdelu czy w chlewie?- odparła, czując lekkie poczucie winy za swoją opryskliwość. Nowość u niej.
Mężczyzna zastanawiał się jak jej odpowiedzieć. Kątem oka dostrzegłam, że tak naprawdę nie jest dużo starszy. Wyglądał na jakieś 19 lat. Tylko... mimo całego życia na dworze, nigdy go nie widziała. A herold i królowa najwidoczniej go znali. Czarne włosy do ramion związał rzemykiem. Był ubrany na czarno, miał na sobie pelerynę i dopasowane, wyglądające na myśliwskie ubranie. Kilka noży u pasa. Może rzeźnik? Nie chciała tego przyznać, ale... chyba najprzystojniejszy rzeźnik jakiego widziała. Nie, żeby miała duże porównanie. Gdzieś tam, w głębi duszy (co było zaskakujące, bo rzadko do niej nawiązywała) czuła, że może mu zaufać. Zganiła się za to. Kobiecą intuicję mogła wykorzystywać przy wyborze zasłonek albo miecza, a nie przy sprawie życia i śmierci. No, bardziej tego drugiego.
-Gdzie mnie wleczesz?-warknęła groźnie. Miała nadzieje, że groźnie.
-A czy ty czasem nie idziesz na własnych nogach? Nieważne, i tak już jesteśmy. Zaraz ci wszystko wyjaśnię.
Spojrzała na niego jak na niezrównoważonego.
-Stoimy przed gołą ścianą. Dobrze się czujesz?
I w tym momencie ściana się rozstąpiła.

piątek, 25 lipca 2014

"Zbuntowana" Rozdział 1

Zdradzona

Wielokolorowe oczy patrzyły bez ufności w niebo. Zawsze jej wmawiano, że są szare. Emily nigdy nie chciała w to uwierzyć. Przy tych rzadkich okazjach, gdy była w miejscu gdzie ktoś pozwolił sobie na luksus posiadania lustra, albo gdy tafla wody była wystarczająco spokojna, przyglądała im się - zielono-niebieskie źrenice i ciemnobrązowy, prawie czerwony okrąg otaczający tęczówkę. Tyle, że większość ludzi nie traciła czasu na takie niuanse.
Brzdęk miecza wyrwał ją z transu i rozmyślań, przyzywając jej uwagę do chwili obecnej. Bolało szczególnie to, że w takiej sytucji nie mogła okazać strachu. Musiała odgrywać swoją role. Czasami lękała się, że to pozostanie to jej obowiązkiem już na zawsze... Nie! Tak się nie stanie. Nie mogłaby żyć bez nadziei, że kiedyś porzuci to miejsce, pełne przepoconych, stroniących od kąpieli dupków. To jak żyć w domu pełnym starszych braci. Fuj. Tylko to nie był dom. To był zakon rycerski.
A właściwie, zakon nowicjuszy. Gdyż jeszcze rycerzami nie byliśmy. A teraz to miało się zmienić. No, bynajmniej dla niektórych.
Zabrzmiały trąbki ogłaszające przybycie królowej. Oj, jak oni ją nienawidzili. Emily nienawidziła też myśli, że zaczęła myśleć o sobie i o śmierdzących gnojkach jako o jedności.
Powstali na baczność. Pamiętali wszystkie lekcje prania mózgów: królowej należy okazać szacunek. Nie zważając na to, jaką była... nieważne.
-Moiii kochaniiiii- zaczęła przeciągając charakterystycznie głoski. Było to tak denerwujące, że aż chciała znów upuścić miecz, byle tylko przestała mówić.- Jak miło miii was widzieć w tym wspaniałym dniu.
Mily marzyła o tym, by wysłać ją na lekcje wymowy. I wizażu. Kwiecisty gorset podkreślał wylewający się biust, a puder/gładź szpachlowa obsypywała się jej z twarzy. Nie myślcie, że któreś z wyżej wymienionych pomogło.
Może  to było wredne, ależ jakie prawdziwe. Zresztą ich niechęć do władzy nie wzięła się znikąd.
Stale podwyższające się  podatki, złe sądy, wystawne przyjęcia na oczach przymierających z głodu. Na widok dziecka z opuchlizną głodową powiedziałaby pewnie, że jest dobrze odżywione. A sama łącznie z jej przydupasem, czytaj królem byli w tzw. ciąży spożywczej.
Mily przypomniała sobie sytuacje z czasów, gdy Królowej było trochę bliżej do człowieka niż obecnie (ale tylko z "wyglądu"- jakby to nazwać). Od kiedy miała 8 lat, czyli od dobrych (albo złych) siedmiu wiosen sprawiała kłopoty. Nie, żeby specjalnie. To nie tak, że ich szukała - same przychodziły. Miała teorie, że pewnie pachnie jakoś wyjątkowo. Tylko że od tych siedmiu lat niewoli capiła potem.
Dobra no, nie całkiem niewoli. Gdy tak wpatrywała się w królową, która wygłaszała piękną, kwiecistą, i całkowicie nie mającą dla Mily znaczenia mowę, dziewczyna zastanowiła się jakie wydarzenia właściwie doprowadziły ją do tego momentu w życiu. W jej umyśle mignęły
Szczęśliwy, choć ubogi dom.
Śmierć rodziców w tajemniczym wypadku.
Wylądowanie na ulicy.
Pomoc nieznajomego, nietypowa propozycja.
I w końcu zakon, gdzie nikt nigdy nie pozwoliłby kobiecie  zostać rycerzem.
Na szczęście nie zaglądali jej w majtki. Jeszcze.
Emily w zadumie stwierdziła, że wszyscy wokół niej byli ślepi. Jak szczeniaczki. Bo niewidomy a ślepy to różnica. Zrozumiałaby, gdyby wyglądała jak babochłop, alb co najmniej jak pani Hendresty.
Ale...w tych nielicznych momentach,gdy oglądała swoje oblicze wyglądała dziewczęco, delikatnie... dopóki sobie nie przypomniała, że zaraz z chęcią idzie skopać tyłki kolegom z roku. Nieźle, biorąc pod uwagę fakt, że od wszystkich była gdzieś 30 kilo do tyłu. Nie, żeby popadała w samozachwyt, ale przyznała przed sobą że kształtne usta, duże oczy i długie, ciemne włosy, które ciągle musiała ukrywać dodawały jej urody. Chłopacy w zakonie jednak nie byli chętni uczestniczyć z nią w klubie wzajemnej adoracji jej osoby. Nie zapominali podkreślać jej, jakim była chudym, niskim chłopczykiem o "dziewczyńskiej" urodzie. I że zawsze miała na sobie hełm albo czapkę. Oskarżenia o pchły to były komplementy. Gorzej, że wyzywano ją od ukrytych rudzielców. A mimo to... w pojedynkach kładła ich wszystkich. Najczęściej zaczynała w defensywie, popisując się swoją szybkością w unikach, czekając aż przeciwnik się zmęczy. Dopiero potem atakowała go, pokazując wyćwiczone lecz nadal wyjątkowo sprawne finty i cięcia. Z góry, z boku. Satysfakcjonujący był widok pokonanych rywali dyszących ze zmęczenia i szoku na piasku.
I wtedy... nadszedł najważniejszy moment, pasowanie na rycerza. Dzięki setkom godzin ćwiczeń i wspaniałych wrodzonych umiejętnościach osiągnęła jeden z lepszych wyników na roku. Nic nie mogło zastąpić tężyzny fizycznej, ale w porównaniu możliwości- wynik był dla niej zadowalający.
-Tyle wspaniałych przygód was czeka, w obroniie swojego narodu. Dostąpicie więc ZASZCZYTU pasowaniia przez mą królewską osobę. Heroldzie! Proszę o wyczytanie nazwiisk tutaj obecnej dumy naszego naroduuu!
Tak! To teraz miało się spełnić jej... no może nie marzenie, jej cel. Nie mogła już ustać w podenerwowaniu na baczność, ale wiedziała, że musi. Dlaczego to musiało trwać tak długo? No i oczywiście alfabetycznie. Nie pomagało to, że miała na nazwisko Hartway. Niby mogło być na igrek, ale niecierpliwość rozsadzała ją.
 I wtedy nadeszła jej kolej. Herold wyczytał jej nazwisko. Ruszyła, na miękkich nogach, bojąc się o własny upadek. Tak blisko. Dwa kroki...
-Królowo! Proszę jej nie pasować!
Co takiego?! Jej?!? Skąd...?
-Ależ proszę, panie Szelski... dlaczego zakłóca pan ceremonie?- odezwał się herold.
-Miejsce tej dziewczyny nie jest w zakonie rycerskim...
I wtedy wszystko zamarło. Emily poprzysięgła by, że ptaki przestały na ten moment śpiewać, a wszystko co dobre odeszło w zapomnienie. Wszystkie oczy wpatrywały się w nią, wyrażając szok i niedowierzanie. Jej sekret się wydał. Już nigdy nie będzie walczyć...










czwartek, 24 lipca 2014

Nie, nie prolog

Nie prolog, ponieważ... a, bo nie, bo foch, bo dżizas mnie nie kocha. No, może dlatego, że nie zdążę. Ale króciutki opis chyba wam się należy. O ile będziecie grzeczni.
Będzie epicko. Kursywą. No i trzykropki. Po co pisać cokolwiek? Sami się domyślcie.

Ciężko jest być buntownikiem, ale Emily dopiero się o tym  dowie.
Wystąp przed władzą.
Najlepiej niech to zaważy na całym twoim przyszłym życiu.
Uwierz, najlepsze co możesz zrobić, to podkopać jej autorytet.
Czy z długimi włosami i ponętnymi ustami można uchodzić za chłopaka?
Najwyraźniej nikomu to nie przeszkadzało. Jej też nie przeszkadzało. 
Po nitce do kłębka.
Jeśli ma się zemścić- musi wiedzieć jak.  Trudno dowiedzieć się, całe życie piekąc chleb, albo robiąc za dziwkę. No, może z tą dziwką dało by coś radę.
Ale, lepiej nauczyć się walczyć. Nie w obronie. W ataku. 
Kto walczy? Rycerz.
A kto wpadł do sali tronowej rujnując te plany?
No właśnie...

Nie powitam was, bo kimże jesteście?

Powiem tak: prawda w oczy kole. I odzwierciedleniem tego jest tenże nagłówek. Trudno. Czuję się jednak zobowiązana do złożenia wyjaśnień każdej ze zbłąkanych owieczek, które w niebezpiecznej wyprawie po internetach dotarły na jego... koniec? Nie, zbyt przereklamowane. Każdy z nas chce się czasem poczuć hipsterem. Witajcie więc na początku internetu.

Dlaczego tu jesteś? Dlaczego to czytasz? I nie, nie chodzi mi o to jak się tu znalazłeś (teorie o big bum i skąd się biorą dzieci zostawmy na później). W mowie potocznie zwanej ludzką (bo gadamy po polsku, heloł) wyjaśnię ci więc świetną idee tegoż oto bloga. Polega ona na przebrnięciu przez setki niepotrzebnie i nielogicznie złożonych wyrazów, w poszukiwaniu sensu, który dawno gdzieś, po drodze, zatraciłam.
.
.
.

Dla tych inteligentnych inaczej - jest to blog z opowiadaniami. 
(Pozwolę sobie na ten eufemizm. Tia. Opowiadania.)

  
Nie, nie będzie żadnego kapcia (karty postaci), nie będzie tu też fanfiction, chyba że z niewiadomych przyczyn ugryzie mnie nowe wcielenie święcącej brokatem transfuzji (http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Edward_Cullen).

O czym więc? Nie zdradzę wam, moje małe hipstery. I mimo iż mój styl wypowiedzi jest,ekhem, yyy... kontrowersyjny przysięgam z ręką na trzustce, że na moim blogu nie znajdziecie:
  • obciachowej spacji przed kropką
  • p1smA ZrAni0n3j prz3z życie 3m0 13
  • spamu mangą, anime i gejozą - nic przeciwko, jam ukryte otaku, ale żyje i daje żyć innym
  • super-sweet-sexteen emotikonek
  • szpanowania angielskimi wstawkami - chyba że z przyczyn losowych zdecyduję się dodać rozdział po angielsku
  • nad...miaru...trzykropków...


Więc nie pozostaje mi nic innego jak prośba o przebrnięcie przez strony które będą zalane łzami. Waszymi. I to bynajmniej nie przez wzruszającą fabułę. Uwierzcie, to będą łzy rozpaczy.

Obserwatorzy