Zdradzona
Wielokolorowe oczy patrzyły bez ufności w niebo. Zawsze jej wmawiano, że są szare. Emily nigdy nie chciała w to uwierzyć. Przy tych rzadkich okazjach, gdy była w miejscu gdzie ktoś pozwolił sobie na luksus posiadania lustra, albo gdy tafla wody była wystarczająco spokojna, przyglądała im się - zielono-niebieskie źrenice i ciemnobrązowy, prawie czerwony okrąg otaczający tęczówkę. Tyle, że większość ludzi nie traciła czasu na takie niuanse.
Brzdęk miecza wyrwał ją z transu i rozmyślań, przyzywając jej uwagę do chwili obecnej. Bolało szczególnie to, że w takiej sytucji nie mogła okazać strachu. Musiała odgrywać swoją role. Czasami lękała się, że to pozostanie to jej obowiązkiem już na zawsze... Nie! Tak się nie stanie. Nie mogłaby żyć bez nadziei, że kiedyś porzuci to miejsce, pełne przepoconych, stroniących od kąpieli dupków. To jak żyć w domu pełnym starszych braci. Fuj. Tylko to nie był dom. To był zakon rycerski.
A właściwie, zakon nowicjuszy. Gdyż jeszcze rycerzami nie byliśmy. A teraz to miało się zmienić. No, bynajmniej dla niektórych.
Zabrzmiały trąbki ogłaszające przybycie królowej. Oj, jak oni ją nienawidzili. Emily nienawidziła też myśli, że zaczęła myśleć o sobie i o śmierdzących gnojkach jako o jedności.
Zabrzmiały trąbki ogłaszające przybycie królowej. Oj, jak oni ją nienawidzili. Emily nienawidziła też myśli, że zaczęła myśleć o sobie i o śmierdzących gnojkach jako o jedności.
Powstali na baczność. Pamiętali wszystkie lekcje prania mózgów: królowej należy okazać szacunek. Nie zważając na to, jaką była... nieważne.
-Moiii kochaniiiii- zaczęła przeciągając charakterystycznie głoski. Było to tak denerwujące, że aż chciała znów upuścić miecz, byle tylko przestała mówić.- Jak miło miii was widzieć w tym wspaniałym dniu.
Mily marzyła o tym, by wysłać ją na lekcje wymowy. I wizażu. Kwiecisty gorset podkreślał wylewający się biust, a puder/gładź szpachlowa obsypywała się jej z twarzy. Nie myślcie, że któreś z wyżej wymienionych pomogło.
Może to było wredne, ależ jakie prawdziwe. Zresztą ich niechęć do władzy nie wzięła się znikąd.
Stale podwyższające się podatki, złe sądy, wystawne przyjęcia na oczach przymierających z głodu. Na widok dziecka z opuchlizną głodową powiedziałaby pewnie, że jest dobrze odżywione. A sama łącznie z jej przydupasem, czytaj królem byli w tzw. ciąży spożywczej.
Mily przypomniała sobie sytuacje z czasów, gdy Królowej było trochę bliżej do człowieka niż obecnie (ale tylko z "wyglądu"- jakby to nazwać). Od kiedy miała 8 lat, czyli od dobrych (albo złych) siedmiu wiosen sprawiała kłopoty. Nie, żeby specjalnie. To nie tak, że ich szukała - same przychodziły. Miała teorie, że pewnie pachnie jakoś wyjątkowo. Tylko że od tych siedmiu lat niewoli capiła potem.
Dobra no, nie całkiem niewoli. Gdy tak wpatrywała się w królową, która wygłaszała piękną, kwiecistą, i całkowicie nie mającą dla Mily znaczenia mowę, dziewczyna zastanowiła się jakie wydarzenia właściwie doprowadziły ją do tego momentu w życiu. W jej umyśle mignęły
Szczęśliwy, choć ubogi dom.
Śmierć rodziców w tajemniczym wypadku.
Wylądowanie na ulicy.
Pomoc nieznajomego, nietypowa propozycja.
I w końcu zakon, gdzie nikt nigdy nie pozwoliłby kobiecie zostać rycerzem.
Na szczęście nie zaglądali jej w majtki. Jeszcze.
Emily w zadumie stwierdziła, że wszyscy wokół niej byli ślepi. Jak szczeniaczki. Bo niewidomy a ślepy to różnica. Zrozumiałaby, gdyby wyglądała jak babochłop, alb co najmniej jak pani Hendresty.
Ale...w tych nielicznych momentach,gdy oglądała swoje oblicze wyglądała dziewczęco, delikatnie... dopóki sobie nie przypomniała, że zaraz z chęcią idzie skopać tyłki kolegom z roku. Nieźle, biorąc pod uwagę fakt, że od wszystkich była gdzieś 30 kilo do tyłu. Nie, żeby popadała w samozachwyt, ale przyznała przed sobą że kształtne usta, duże oczy i długie, ciemne włosy, które ciągle musiała ukrywać dodawały jej urody. Chłopacy w zakonie jednak nie byli chętni uczestniczyć z nią w klubie wzajemnej adoracji jej osoby. Nie zapominali podkreślać jej, jakim była chudym, niskim chłopczykiem o "dziewczyńskiej" urodzie. I że zawsze miała na sobie hełm albo czapkę. Oskarżenia o pchły to były komplementy. Gorzej, że wyzywano ją od ukrytych rudzielców. A mimo to... w pojedynkach kładła ich wszystkich. Najczęściej zaczynała w defensywie, popisując się swoją szybkością w unikach, czekając aż przeciwnik się zmęczy. Dopiero potem atakowała go, pokazując wyćwiczone lecz nadal wyjątkowo sprawne finty i cięcia. Z góry, z boku. Satysfakcjonujący był widok pokonanych rywali dyszących ze zmęczenia i szoku na piasku.
I wtedy... nadszedł najważniejszy moment, pasowanie na rycerza. Dzięki setkom godzin ćwiczeń i wspaniałych wrodzonych umiejętnościach osiągnęła jeden z lepszych wyników na roku. Nic nie mogło zastąpić tężyzny fizycznej, ale w porównaniu możliwości- wynik był dla niej zadowalający.
-Tyle wspaniałych przygód was czeka, w obroniie swojego narodu. Dostąpicie więc ZASZCZYTU pasowaniia przez mą królewską osobę. Heroldzie! Proszę o wyczytanie nazwiisk tutaj obecnej dumy naszego naroduuu!
Tak! To teraz miało się spełnić jej... no może nie marzenie, jej cel. Nie mogła już ustać w podenerwowaniu na baczność, ale wiedziała, że musi. Dlaczego to musiało trwać tak długo? No i oczywiście alfabetycznie. Nie pomagało to, że miała na nazwisko Hartway. Niby mogło być na igrek, ale niecierpliwość rozsadzała ją.
I wtedy nadeszła jej kolej. Herold wyczytał jej nazwisko. Ruszyła, na miękkich nogach, bojąc się o własny upadek. Tak blisko. Dwa kroki...
-Królowo! Proszę jej nie pasować!
Co takiego?! Jej?!? Skąd...?
-Ależ proszę, panie Szelski... dlaczego zakłóca pan ceremonie?- odezwał się herold.
-Miejsce tej dziewczyny nie jest w zakonie rycerskim...
I wtedy wszystko zamarło. Emily poprzysięgła by, że ptaki przestały na ten moment śpiewać, a wszystko co dobre odeszło w zapomnienie. Wszystkie oczy wpatrywały się w nią, wyrażając szok i niedowierzanie. Jej sekret się wydał. Już nigdy nie będzie walczyć...
Może to było wredne, ależ jakie prawdziwe. Zresztą ich niechęć do władzy nie wzięła się znikąd.
Stale podwyższające się podatki, złe sądy, wystawne przyjęcia na oczach przymierających z głodu. Na widok dziecka z opuchlizną głodową powiedziałaby pewnie, że jest dobrze odżywione. A sama łącznie z jej przydupasem, czytaj królem byli w tzw. ciąży spożywczej.
Mily przypomniała sobie sytuacje z czasów, gdy Królowej było trochę bliżej do człowieka niż obecnie (ale tylko z "wyglądu"- jakby to nazwać). Od kiedy miała 8 lat, czyli od dobrych (albo złych) siedmiu wiosen sprawiała kłopoty. Nie, żeby specjalnie. To nie tak, że ich szukała - same przychodziły. Miała teorie, że pewnie pachnie jakoś wyjątkowo. Tylko że od tych siedmiu lat niewoli capiła potem.
Dobra no, nie całkiem niewoli. Gdy tak wpatrywała się w królową, która wygłaszała piękną, kwiecistą, i całkowicie nie mającą dla Mily znaczenia mowę, dziewczyna zastanowiła się jakie wydarzenia właściwie doprowadziły ją do tego momentu w życiu. W jej umyśle mignęły
Szczęśliwy, choć ubogi dom.
Śmierć rodziców w tajemniczym wypadku.
Wylądowanie na ulicy.
Pomoc nieznajomego, nietypowa propozycja.
I w końcu zakon, gdzie nikt nigdy nie pozwoliłby kobiecie zostać rycerzem.
Na szczęście nie zaglądali jej w majtki. Jeszcze.
Emily w zadumie stwierdziła, że wszyscy wokół niej byli ślepi. Jak szczeniaczki. Bo niewidomy a ślepy to różnica. Zrozumiałaby, gdyby wyglądała jak babochłop, alb co najmniej jak pani Hendresty.
Ale...w tych nielicznych momentach,gdy oglądała swoje oblicze wyglądała dziewczęco, delikatnie... dopóki sobie nie przypomniała, że zaraz z chęcią idzie skopać tyłki kolegom z roku. Nieźle, biorąc pod uwagę fakt, że od wszystkich była gdzieś 30 kilo do tyłu. Nie, żeby popadała w samozachwyt, ale przyznała przed sobą że kształtne usta, duże oczy i długie, ciemne włosy, które ciągle musiała ukrywać dodawały jej urody. Chłopacy w zakonie jednak nie byli chętni uczestniczyć z nią w klubie wzajemnej adoracji jej osoby. Nie zapominali podkreślać jej, jakim była chudym, niskim chłopczykiem o "dziewczyńskiej" urodzie. I że zawsze miała na sobie hełm albo czapkę. Oskarżenia o pchły to były komplementy. Gorzej, że wyzywano ją od ukrytych rudzielców. A mimo to... w pojedynkach kładła ich wszystkich. Najczęściej zaczynała w defensywie, popisując się swoją szybkością w unikach, czekając aż przeciwnik się zmęczy. Dopiero potem atakowała go, pokazując wyćwiczone lecz nadal wyjątkowo sprawne finty i cięcia. Z góry, z boku. Satysfakcjonujący był widok pokonanych rywali dyszących ze zmęczenia i szoku na piasku.
I wtedy... nadszedł najważniejszy moment, pasowanie na rycerza. Dzięki setkom godzin ćwiczeń i wspaniałych wrodzonych umiejętnościach osiągnęła jeden z lepszych wyników na roku. Nic nie mogło zastąpić tężyzny fizycznej, ale w porównaniu możliwości- wynik był dla niej zadowalający.
-Tyle wspaniałych przygód was czeka, w obroniie swojego narodu. Dostąpicie więc ZASZCZYTU pasowaniia przez mą królewską osobę. Heroldzie! Proszę o wyczytanie nazwiisk tutaj obecnej dumy naszego naroduuu!
Tak! To teraz miało się spełnić jej... no może nie marzenie, jej cel. Nie mogła już ustać w podenerwowaniu na baczność, ale wiedziała, że musi. Dlaczego to musiało trwać tak długo? No i oczywiście alfabetycznie. Nie pomagało to, że miała na nazwisko Hartway. Niby mogło być na igrek, ale niecierpliwość rozsadzała ją.
I wtedy nadeszła jej kolej. Herold wyczytał jej nazwisko. Ruszyła, na miękkich nogach, bojąc się o własny upadek. Tak blisko. Dwa kroki...
-Królowo! Proszę jej nie pasować!
Co takiego?! Jej?!? Skąd...?
-Ależ proszę, panie Szelski... dlaczego zakłóca pan ceremonie?- odezwał się herold.
-Miejsce tej dziewczyny nie jest w zakonie rycerskim...
I wtedy wszystko zamarło. Emily poprzysięgła by, że ptaki przestały na ten moment śpiewać, a wszystko co dobre odeszło w zapomnienie. Wszystkie oczy wpatrywały się w nią, wyrażając szok i niedowierzanie. Jej sekret się wydał. Już nigdy nie będzie walczyć...
I w końcu jakieś konkrety. Cóż... Zaskakujące. A dokładniej zaskakująco łagodne. Stworzyłaś dziewczynę z charakterem, która jak się domyślam ma być główną bohaterką. Ale nie widzę w tym pazura, którego się spodziewałam. Nie twierdzę, że to jest złe. Wybrałaś specyficzną tematykę i chcąc nie chcąc musisz się do tego dopasować. Mam wrażenie, że jeśli chodzi o charakter Emily, będzie przypominać ciebie. Nie znamy się osobiście, więc trudno będzie mi to ocenić, ale takie wnioski wyciągam z tego co mogę przeczytać na tym blogu.
OdpowiedzUsuńRozdział dość poprawny stylistycznie i gramatycznie. Czytając można znaleźć kilka błędów (ciemnobrązowy, nie ciemno brązowy; "Nie mogła być żyć, bez nadziei [...]" - przecinek między żyć, a bez nadziei jest nie potrzebny. Ewentualnie po żyć kropka, a bez nadziei jako nowe zdanie. I jeszcze kilka innych błędów, których nie będę tu wypisywać). Postaraj się dokładnie sprawdzać tekst, albo poproś kogoś o pomoc. Mam świadomość, że nie zawsze jesteśmy w stanie zauważyć wszystkie błędy i dlatego zachęcam do skorzystania z czyjejś pomocy.
Dobrze dobrana długość tekstu. Znalazłaś złoty środek dotyczący momentu kiedy zainteresowanie przechodzi w znudzenie i uniknęłaś efektu ziewającego czytelnika.
Fabuła wygląda na ciekawą, temat nie popularny i dość wyszukany. Innymi słowy piątka za oryginalność.
Czekam na kolejne posty.
Pozdrawiam
Natived
Jak na razie mam żadnych uwag.
OdpowiedzUsuńTo jest na prawdę świetne. Z niecierpliwością czekam na następne rozdziały.
Kilka błędów mogłabym wskazać, ale już ktoś to zrobić. Całość nieźle się czyta. Niewiele wiadomo, ale dobrze się zapowiada. Zobaczymy, jak rozwinie się akcja. Czekam
OdpowiedzUsuńUhuhuh, miło się zaczyna, nie powiem :) Tematyka nie moja... Ale muszę Ci powiedzieć, że jesteś sprawczynią cudu; zainteresowało mnie, a jeszcze jak!
OdpowiedzUsuń"Oj, jak oni ją nienawidzili."
Wydaje mi się, że tu powinno być "jej" zamiast "ją". Ale jeśli Ty napisałaś poprawnie, a ja się niepotrzebnie wtryniam, to wybacz, proszę z pokorą :)
Rozdział kończy się w idealnym momencie, zainteresowałaś mnie dalszą historią. Wiesz, że po raz pierwszy przeczytałam od razu 3 rozdziały na jednym blogu ot tak, bo mnie zainteresowały? Szacunek i respekt.
Pozdrawiam, idę komentować następne wpisy, bo czytałam je na telefonie.
Broń Bogini nie przepraszaj mnie za krytykę! Kocham Cię za nią :) Nie sztuka napisać "fajne opowiadanie, wpadaj do mnie (link)", sztuką jest konkretne i zarazem spokojne ukazanie błędów :)
Cześć!
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że pod tak ciekawym rozdziałem znajdują się zaledwie 4 komentarze! Ale ja to zmienię, przesyłam ci kolejny :) Strasznie zainteresowała mnie historie Emily, jestem ciekawa jak to wszystko potoczy się dalej. Stworzyłaś świetny charakter dla głównej bohaterki.
Zapraszam również do siebie: http://vampireandmillionaire.blogspot.com/
(preferuję czytanie za czytanie xdd)