niedziela, 18 stycznia 2015

"Zbuntowana" Rozdział 15

Zamek Karbonek

Comyturobimy?!? Cotonamiłośćmojąwłasnąibezwarunkowąmabyć?!?

W sumie, to była pierwsza myśl, która przyszła Emily do głowy, gdy wreszcie dotarli na miejsce. Może to spostrzeżenie nie było ani romantyczne, ani nastrojowe, ale za to bardzo prawdziwe. Bo Emily była realistką. Oprócz dni, w których miała doła, albo tych, w których budził ją zapach smażonego bekonu i mydła (tych dobrych). A tak na ogół, to była realistką.

-Super, z jednego zamku uciekamy do drugiego, tak? To ma sens- stwierdził Luki, przybierając pseudointeligentny wyraz twarzy.

Zamek to może było trochę za dużo powiedziane.  Bardziej wartownia. Bez żadnej flagi... Nie oznakowana...

Wolna amerykanka, c'nie?

Zbudowany z wielkich, szarych głazów, z małymi okienkami i masywnymi wrotami, przy których postawiono wieże strażnicze - zamek był raczej, no.... powiedzmy że mało przytulny i zachęcający. Nie było czuć ciepła domowego ogniska, jak to się mówi. Co prawda, na wieżach strażnicy grali w kości zamiast trzymać łuki w pogotowiu, ale to był ten mniej istotny szczegół.

-No to powtórzmy: jesteśmy grupką samouków, szukamy zatrudnienia. ..-zaczęła Julay.

-Walczymy, chronimy, a w razie potrzeby rabujemy. - Dokończyła Emily.

-Nie! O rabowaniu nie było mowy! - zaprotestował ich (były) nauczyciel.

-Ćśś... kto by się przejmował takimi niuansami.

Wartownicy wreszcie zauważyli grupkę uzbrojonych ludzi nadjeżdżających w stronę twierdzy.

-Czego chcecie?-krzyknęli mając nadzieję, że zaraz będą mogli powrócić do przerwanej gry.

-Chcemy się widzieć z panem tego zamku!

Mężczyźni popatrzyli po sobie. Nie byli do końca pewni jak zareagować. Najbystrzejszy z nich zbiegł na dół, i otworzył w drzwiach klapkę na oczy. Możecie wejść, ale rekwirujemy wam broń. A konie zostawiacie w stajni. Połóżcie noże na ziemi.

Gdy wykonali to polecenie, otworzył im drzwi i burknął, trochę zniechęcony:

-Witamy w Karbonku.

...

Młodzi rozglądali się z zaciekawieniem wokoło. Do tej pory znali tylko własny zamek, a właściwie tylko jego część. Ten był inny- brak w nim było ozdób, ściany były gołe a meble z surowego drewna- ledwie ociosane.

Po zwiedzeniu tych chłodnych korytarzy dotarli do równie nieprzyjemnej sali tronowej. W sumie, nie było czego tam oglądać- jak do tej pory, gołe ściany i kolumny, nieefektowny tron. Nie wiadomo jednak czemu, ale wyczuwało się tutaj dziwny, podniosły klimat. Pewnie za sprawą monarchy, który osobiście postanowił ich powitać.

-Witam na zamku Karbonek, towarzysze - w jego głosie słychać było wrodzoną elokwencję i charyzmę. Brak mu było tego zmanierowania, które znakowało królową, do której młodzieńcy przywykli.

Dante zlustrował mężczyznę wzrokiem. Zrobił na nim dobre wrażenie. Nie mógł jednak odrzucić od siebie przeczucia, że nie jest on kimś, kim się wydaje.

-Pewnie zastanawiacie się, dlaczego ten zamek jest taki...pusty. No cóż, prawda jest taka, że ja i moi ludzie jesteśmy tu tylko tymczasowo. Ale mówcie- czego potrzebujecie? Gościny? Jesteśmy w stanie ją wam zapewnić.

-Dziękujemy za tą hojność, panie, ale przybyliśmy tu w innej sprawie - odpowiedział Luki.

Król zmarszczył brwi i dał chłopakowi znak ręką, by kontynuował. Zamiast niego odezwała się jednak Julay.

-Szukamy zajęcia. Znaczy zatrudnienia. Nie jesteśmy jednak pewni, czy jako Strażnicy moglibyśmy się wam na coś przydać, skoro nie zostajecie tu na stałe.

-Strażnicy powiadasz? Cóż, myślę, że jednak moglibyście się nam na coś przydać. Ale najpierw musiałbym zobaczyć, jakimi dysponujecie zdolnościami.

Przyjaciele spojrzeli po sobie, po czym zgodnie pokiwali głowami.

...

Zaciekawieni wartownicy i zamkowa służba rozpanoszyła się wokół głównego placu, gdzie dziwni przybysze mieli zaprezentować swe zdolności.

Najpierw rozstawili sobie prowizoryczne tarcze, w które celowali nożami, strzałami czy bełtami. Każdy rzut był bezbłędny, zabójczo precyzyjny.

Potem zrobili kilka pokazów walki na miecze i sztylety.

Gawiedź była już mocno zainteresowana. Zrobiły na niej wrażenie występy przybyszów, które zresztą wyglądały bardzo efektownie.

Skoro Bozia nie obdarzyła mnie urodą, to muszę na siebie zwracać uwagę w inny sposób.

Podpalając, zabijając, ćwiartując.

I niech ktoś mi jeszcze zarzuci, że jestem niedelikatna!


Nieco już zgrzani, bo dawali z siebie wszystko popatrzyli po sobie, by upewnić się, że wszystko pamiętają.

-Przedstawienie czas zacząć - mruknęła pod nosem Emily, a potem na jej wargach zagrał sprytny uśmieszek.

I się zaczęło. Julay zarzuciła ognistym biczem w stronę Lukiego. Ten odparował jej cios takim samym biczem wody. Syknęły gaszone płomienie. A ci się dopiero rozkręcali.

Dante spojrzał na ich gospodarza. Dostrzegł błysk w jego oczach. Błysk...zadowolenia? Zaintrygowania? Na pewno nie był tak zszokowany, jak większość wokoło. Nie tak bardzo zdziwiony, jak być powinien.

Więc musiał coś wiedzieć. Tylko co dokładnie?

Gdy dwójka przyjaciół skończyła swoje przedstawienie przed zaszokowaną publicznością, na plac wyszli Dante i Emily.

-Tak, jak planowaliśmy- powiedział spokojnie.

Zebrał w sobie całą energię i tupiąc nogą w ziemię wywołał wielkie drganie, które o mało nie zwaliło dziewczyny z nóg. Ta jednak uniosła się na wytworzonej przez siebie fali powietrza, a wolną ręką posłała ciąg ognistych sztyletów w stronę przyjaciela.

Uchronił się przed nimi kamienną ścianą. Mieli przed sobą jeszcze wiele zaplanowanych akcji, ale władca zamku unosząc dłoń rzekł:

-Chyba już przedstawiliście nam swoje umiejętności. Będzie nam bardzo miło, jeśli będziecie nas chronić w drodze do Avalonu. Cieszę się, że będę mógł wam pokazać, skąd się wywodzicie.

 

1 komentarz:

  1. Świetne ♥
    Oglądałam kiedyś,chyba jakiś serial co nazywał się "Liceum Avalon"
    Pozdrawiam !

    http://ja-pamietnik-i-opowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy