środa, 3 września 2014

"Gdyby nie Potter..."



I

Ruda sówka płomykówka, wielkości małego kotka rozsiadła się na parapecie. Miała do dostarczenia przesyłkę. Zostawiła więc kopertę i zapukała w okno. Misja została wypełniona.

Magda Macmarry, pulchna, niepozorna kobieta w średnim wieku, śpiąc spokojnie nie zdawała sobie sprawy, że jej największe marzenie właśnie się spełniło.

Albowiem Magda była osobą złośliwą, niecierpliwą i sztywną. Za największą rozrywkę uznawała uprzykrzanie życia swoim uczniom, dzieciom chodzącym do szkoły podstawowej. A także rozpieszczanie swojej córki, Zyty, która uroczą osobowość odziedziczyła po mamie i którą ukształtowało obserwowanie poczynań rodzicielki. Dziewczynka miała bowiem też na kim ćwiczyć: na swojej przybranej siostrze. Stało się to za sprawą genialnego pomysłu Pani Macmarry, która wymyśliła kiedyś cudowny sposób na dorobienie sobie do marnej pensji nauczyciela. Postanowiła ona adoptować dziewczynkę, licząc przy okazji na duży zasiłek od państwa. Ponieważ miała wtyki w domu adopcyjnym, to mimo iż była samotną matką, dziewczynkę po swoje skrzydła dostała.

Biedna Liliana Moore nie miała łatwego życia. Jedyne, co zostało jej po biologicznych rodzicach to imię i nazwisko, wpisane do aktu urodzenia. Chciałoby się napisać, że była zwyczajną dziewczynką, ale byłoby to nagięciem prawdy. Bowiem tej dziewczynce zdarzały się wyjątkowo nieszczęśliwe wypadki.

W trzeciej klasie, podczas kłótni z trzema dręczącymi ją dziećmi spadły na nich lampy zawieszone na suficie. Lilianie nic się nie stało, w przeciwieństwie do jej prześladowców. Dyrektor nie uwierzył dziewczynce opowiadającej, że był to zbieg wydarzeń. Podsumowując, jej sytuacja miała się gorzej, niż jej szkolnych kolegów w gipsie.

Podczas zabawy na podwórku, gdy niejaka Hilary, zwana Mocną Ręką, ze względu na swój status podwórkowego postrachu zaczęła napuszczać inne dzieci na Lile, tak zakleiła sobie włosy gumą do żucia, że rodzice musieli obciąć swojej pociesze prawie całe włosy i część brwi. Dostała potem przezwisko Łysol, za co nie była naszej bohaterce szczególnie wdzięczna.

Nawet w pozornie szczęśliwych momentach obecność Lilki zakłócała harmonię wydarzenia. Na 9 urodzinach jej przybranej siostry, w momencie zdmuchiwania świeczek, wśród ogólnej radości koleżanek Zyty, piłka wybiła szybę i uderzyła solenizantkę prosto w głowę powodując epicki upadek na tort, który rozbryzgał się po wszystkich ścianach. Liliana siedziała kilka metrów dalej, koło prezentów siostry, gdyż została oddelegowana od zabaw na przyjęciu do pilnowania ich. Zyta i Pani Macmarry mimo to i tak jednogłośnie stwierdziły, iż była to bezdyskusyjnie jej wina.

Wspaniałomyślna matka nigdy nie poinformowała dziewczynek, o tym, że nie są prawdziwymi siostrami, jednak każdy postronny obserwator dostrzegłby to, bez zbędnej analizy. Nikt nawet widząc dziewczynki koło siebie, nie podejrzewałby ich o pokrewieństwo. Nie chodziło tylko o wygląd, który w gruncie rzeczy i tak bardzo je różnił. Zyta nie była nawet dziewczynką pulchną, była po prostu duża, w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie miała ona szyi, ani nie było jej widać knykci u rąk, co u czternastolatki było już mocno niepokojące. Jej włosy miały mysią barwę, a oczka były tak małe, że nikt nawet nie trudził się w zgadywanie, jaki miały kolor.

Liliana była jej całkowitym przeciwieństwem. Była bladą, wysoką i szczupłą blondynką. Jej oczy były niesamowicie błękitne, a usta kształtne jak mała wisienka. Pewnie uznano by ją za ładną, gdyby nie to, jak jej wdzięk był usilnie maskowany. Pani Macmarry nie trudziła się kupowaniem dla niej ubrań w odpowiadającym jej rozmiarze. Nie zamierzała tracić pieniędzy z zasiłku, który na dziewczynkę dostawała. Mała nosiła więc za duże, wyglądające na niej jak namiot ubrania po siostrze, która mimo iż była tylko rok starsza, dawno z tych ubrań wyrosła. I to raczej nie wzdłuż, tylko wszerz.

Dzieci w szkole dokuczały Lilce. I to z powodu serii niefortunnych wydarzeń, które przytrafiały się jej w dużym na tężeniu, i ze względu na to, że miała bardzo biedną prezencję, a rzeczy zawsze zużyte.

Nie wiodła ona szczęśliwego żywota. Nigdy nie okazano jej matczynego ciepła. Często po nocach, gdy spała na wytartej kanapie w salonie marzyła o tym, że kiedyś odnajdzie ją jej ojciec i zabierze od oschłej matki. Miała wrażenie, że jej rodzicielka marzy tylko o tym, by zniknęła. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że miała rację.

Wkrótce marzenie obu tych osób urzeczywistniło się, z mniejszą bądź większą dokładnością.

II

-Co to jest, do cholery jasnej! Liliano!- tym wrzaskiem powitała dziewczynkę macocha następnego, niezwykłego poranka.


-Tak mamciu?

-Nie mamciuj mi tutaj smarkulo! Masz się natychmiast wytłumaczyć, co to ma być! - wykrzyczała je w twarz, trzymając w ręce list wyglądający bardzo poważnie. Był napisany na odświętnym papierze, z pieczęcią.

Lilka nie miała pojęcia, czym ty razem przewiniła, ale czuła już w kościach, że będą kłopoty.

-Mogę zobaczyć, co to jest?

-Nie rób sobie ze mnie żartów! Wiem, że ty to podrzuciłaś pod drzwi!

-Może to kartka urodzinowa dla mnie?

-Ktoś miałby ci wysyłać laurkę? Nawet ja nie pamiętałam o twoich urodzinach. Zresztą, ty i tak nie masz koleżanek.

Dziewczyna przełknęła to upokorzenie. Nie pierwsze i zapewne nie ostatnie.

-To co to jest, mamusiu?-spytała pokornie, kuląc głowę do ramion.

Z warknięciem godnym maciory rzuciła jej list pod nogi. Gdy go podniosła, ujrzała następującą treść:

Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart


SMCH

Drogi rodzicu!

W imieniu całej kadry nauczycielskiej Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart mam przyjemność pogratulować pani/panu, że państwa dziecko zostało przyjęte do naszej placówki. Wiążę się to z koniecznością przeniesienia pociechy do internatu będącego częścią naszej szkoły. Jest to rzecz bezdyskusyjnie potrzebna, by zadbać o przyszłość wszystkich młodych czarodziejek i czarodziejów.

Z wyrazami szacunku

Minister Magii, Janine Jaxson

W kopercie leżącej na stole znajdował się jeszcze wykaz podręczników i kolejna karteczka.


W związku z okolicznością, że dziecko zostało wychowane w mugolskim domu (w rodzinie nie czarodziejskiej) zaistniała potrzeba przedstawienia państwu pewnych informacji i wskazówek oraz pomocy w przygotowaniu dziecka do wyjazdu. Biorąc pod uwagę te potrzebę, jutro przyjedzie do państwa domu przedstawiciel ZC (Związku Czarodziejów), instytucji pomagającej między innymi naszej szkole, by sprostać postawionym wyżej wymaganiom.
„Mamka” była wściekła. Uznała sytuację za skrajnie niedorzeczną. Liliana nie miała natomiast najmniejszego pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Dziewczynkę zastanowiło, dlaczego jej opiekunka pomyślała właśnie o niej, a nie np. o Zycie.

Wtedy spojrzała na kopertę. Była zaadresowana bardzo dokładnie, na jej nazwisko! Znajdowała się tam nawet informacja, że śpi na kanapie.

Nic dziwnego, że podejrzaną o taki żart była właśnie ona. Zawsze wszystko było jej winą, mimo iż żadnego z kłopotów nie sprawiał specjalnie.

Jej urodziny zapowiadały się wspaniale. Nigdy tak naprawdę ich nie obchodziła, nie było przyjęcia ani prezentów, więc niczego innego się w tym roku nie spodziewała. Dziewczyna musiałaby być bardzo naiwna. Niewinna łza spłynęła jej po policzku. Robiąc śniadanie dla pozostałych domowników rozmyślała nad tym, jak cudownie by było, gdyby ten list był prawdziwy. Z zamyślenia wyrwało ją mlaskanie Zyty, pochylającej się nad wielgaśną michą słodzonych płatków, które w zwyczaju miała zalewać śmietanką. Taki kaprys.

Dzień ten był akurat sobotą, więc żadna nie musiała tego dnia iść do szkoły. Zyta zajęła się surfowaniem po necie, w czasie gdy Lilka zaczęła wypełniać długą listę swoich domowych obowiązków. Jak na złość, było ich czternaście. Po jednym na każdy rok życia.

Urabiała sobie ręce po łokcie do wieczora, nawet wtedy, gdy Zyta z mamą wyszły do galerii handlowej, wracając z torbami pełnymi swoich nowych ubrań.

Lilka przez cały dzień nie usłyszała nawet „Wszystkiego Najlepszego!”. Prawdę powiedziawszy, nie spodziewała się tego.

Gdy wreszcie padła do łóżka była już dwudziesta trzecia. Z niewyjaśnionych powodów, Lilka nie mogła zasnąć. Dręczyły ją niewypowiedziane słowa, cała litania którą chciałaby wykrzyczeć swojej kochającej rodzinie. Na tych gorzkich rozmyślaniach zleciała jej godzina. Dziewczyna wpatrywała się w stary zegar, który za minutę miał wybić północ. Pięćdziesiąt siedem, pięćdziesiąt osiem, pięćdziesiąt dziewięć...

Drzwi otwarły się z głośnym hukiem.


III

Dziewczyna przestraszyła się nie na żarty. Do pokoju wkroczył mężczyzna.

-Cześć młoda- rzekł skrywając swoje podenerwowanie.

-Heeeej... znaczy, cześć. Stary.

-Lubię takie poczucie humoru- mrugnął do niej. Miał rude włosy, prawie dwa metry wzrostu i był jeszcze bledszy od niej, co było w sumie osiągnięciem.

-Co tam się dzieje, do jasnej ciasnej!- krzyczała pani Macmarry zbiegając po schodach, a tuż za nią wlekła się zaspana Zyta. Kobieta stanęła jak wryta dostrzegając mężczyznę stojącego w drzwiach.

Pisnęła kilka słów o policji, ale nie poruszyła się.

-Jak ja się cieszę, że już mogę cię stąd zabrać. Co prawda, polecono mi abym przyszedł około południa, ale skoro już prawnie mogę, nie chciałem czekać. Normalnie kazałbym ci się spakować, ale pewnie nie dostałaś od tej baby nic, co mogłabyś zabrać, więc... A, zapomniałbym.

Mężczyzna wyciągnął z kieszeni swojego czarnego, skórzanego płaszcza jakiś laminat. Podetknął go pod nos owej babie, by mogła przeczytać, z kim ma do czynienia, po czym wyciągnął rękę do Liliany.

-Idziesz? Wytłumaczę ci wszystko potem. Przykro mi, że to wszystko dzieje się taka na gwałt. Nawet ci się nie przedstawiłem. Jestem Mark. Zaufasz mi, Liliano?

Dziewczyna spojrzała w jego oczy. Dostrzegła skrytą troskę. Kiwnęła głową, bo nie stać jej było na nic więcej.

Wyszli więc na zewnątrz.

-Gdzie mnie zabierasz?

-Teraz? Do mojego mieszkania. Przenocujesz u mnie, a rano pójdziemy zaopatrzyć cię do szkoły.

-Do szkoły... Ale, rok szkolny zaczyna się za ponad dwa miesiące, zaprotestowała. Faktycznie, kalendarz wskazywał na koniec czerwca.

-No cóż, faktycznie jesteście na gorszej pozycji ale w czarodziejskim świecie wakacje zaczynają się w maju, a rok szkolny zaczyna się od pierwszego lipca. Przykro mi to mówić, ale z twoich wakacji nici.

-A mi nie jest przykro. Ani trochę. Ale...czy ty powiedziałeś w „czarodziejskim świecie”?

-Mała... to, w co wierzyłaś,nie jest prawdą. Istnieje jeszcze drugie społeczeństwo, o którym zwykli ludzie, mugole nie istnieją. A ty jesteś jego bardzo ważną częścią. Ale o tym porozmawiamy jutro. Teraz musimy się dostać do Londynu.

Lilka aż się zachłysnęła.

-Jak?!

Wytłumaczył jej istnienie magicznych przedmiotów, zwanych świstoklikami. Pozwalały one na teleportację w określone miejsca.

-Proszę, powiedz, że zwariowałam.

-Ok. Lilka, jesteś szaloną czarownicą.

Po czym złapali się świstokliku i teleportowali na obrzeża Londynu.

------------------------------------------------------------------------------------

Ogłoszenia parafialne.

Zmierzam rozwinąć jeden z ff HP, które tu umieściłam. Wybierając pokieruję się waszymi oszołomionymi racjami. Proszę, piszcie więc w komentarzach które rozwinięcie byście woleli krytykować.


7 komentarzy:

  1. Pierwsze podoba mi się znacznie bardziej. Bo drugie to na razie wygląda jak Harry... Mam nadzieje, że nie masz mi za złe, że jestem krytyczny ale staram się nie przesładzać. Mam nadzieje też, że z moich komentarzy da się wyczytać że ogólnie jest na serio fajnie :).
    Poza tym u mnie też pojawiło się coś nowego więc zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo zaszczycę cię swoją obecnością. Lubie krytykę, i wiem że wygląda to jak wstęp harrego pottera ;) Dlatego miałam wątpliwości, czy to publikować.

      Usuń
  2. Cieszę się. Jak mowie zdecydowanie lepsze było tamto. Jeśli parring Luny i Draco nie przesłoni wszystkiego i nie skupisz się tylko na tym to może być więcej niż ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawe i wciągające :)
    Masz fajny styl pisania :)
    Uwielbiam HP ;* Potterhead?

    mam nadzieję, że się odwdzięczysz:
    czarnystroz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki zajebisty blog :P Superowy
    http://worldbyrico.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak tu weszłam to od razu wiedziałam, że to będzie coś :) i jeszcze o HP :D Bardzo fajny masz styl i śliczny szablon. ( i genialne opisy stron)
    Będę wpadać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam to jak piszesz ! :) Jestem wielką fanką Twojego stylu pisania. :)
    Oby tak dalej, czekam z niecierpliwością na więcej
    Pozdrawia Anka

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy