wtorek, 30 grudnia 2014

Jak to się skończy? Rozdział 3

-Cirrel! Nic ci nie jest?! Ej, wstawaj, błagam cię...
Powoli otworzyłam oczy. Jednak gdy tylko to zrobiłam ujrzałam mroczki i ponownie je zamknęłam. Nie miałam już siły ani chęci do czegokolwiek. Chciałam po prostu zostać na tej posadce i czekać, aż moje kości obgryzie kot Filch'a albo jakiś mały, zabiedzony ślizgon. Moja upierdliwa zbawicielka nie chciała jednak uznać takiego pomysłu.
- Naprawdę nie mogę?- jęknęłam.
-Nie. Psułabyś efekt wizualny tego miejsca.
Chcąc, a raczej bardziej nie chcąc, pozwoliłam przywrócić się do pozycji pionowej. Dopiero teraz zauważyłam, że za Luną ktoś stoi. Czy to przypadkiem nie był ten dziwny gościu, którego rano potrąciłam? Ojć.
------------------
Wyszedłem zza rogu w idealnym momencie by zobaczyć dźwigającą się z podłogi Cirrel. Była przerażająco blada. W dziwny sposób dodawało jej to jednak uroku. Wydawała się taka... delikatna. I bezbronna. Poczułem jakieś dziwne ukłucie w sercu.
-Co się tutaj stało?- spytałem próbując przywrócić swemu głosowi normalny ton. Przezierało przezeń jednak trochę emocji, których nie potrafiłem ukryć.
- Ćpunka leży na podłodze. Co w tym dziwnego?- odezwał się Goyle stojący u mego boku, jak wierny bodygard. Coś się we mnie zagotowało. Stanąłem  przed ciężkim wyborem. Udawać nadal? Czy może... Zrzucić maskę?
Przełknąłem ślinę. Podjąłem już decyzję.
-Rzeczywiście- przytaknąłem jadowicie. - Wśród szlam można się tego spodziewać.
----------------------
Wpatrywałem się w resztki swojej kawy. Miałem sprawdzać wypracowania, ale po wstępie pracy Granger nie miałem siły. Z tą dziewczyną było coś bardzo nie ten teges.
Dobijało mnie, z jakimi pierdołami musiałem się użerać. Gdy szykowałem się w służbę Czarnemu Panu, nie przyszło mi do głowy, że moim głównym zmartwieniem będzie guma na krzesłach i pyskate smarkacze z Gryffindoru. Stwierdziłem, że się starzeję. A gównażeria przyspieszała powstawanie zmarszczek.
Niespodziewanie usłyszałem jakiś rumor. Tak bardzo mi sie nie chciało... Trudno. Musiałem.
Wyszedłem na korytarz szukając źródła hałasu.
-Co to za zbiorowisko?! Za dużo punktów macie?- wrzasnąłem, gdy ujrzałem grupkę uczniów stojącą w kącie. Poszedłbym o zakład, że w grę wchodzą narkotyki. Też byłem nastolatkiem, a kącikowe sprawy nigdy nie pozostawały w pełni niewinne.
-My tu nic Pana!- zapewnił gorliwie Goyle swoim zwyczajnym, przygłupim tonem. Nie udało mi się powstrzymać wymownego przewrócenia oczami.
-To czemu was nadal tu widzę...?
Po tej trafnej uwadze uciekli czym prędzej. "I gdzie ta wasza odwaga cywilna, chojracy?" Tacy właśnie byli ślizgoni. Nie w ich naturze było poświęcanie się w imię sprawiedliwości czy ideałów, a nikt nie wiedział tego lepiej ode mnie,
-Kogo my tu mamy? Obłąkaną i małą przybłędę- popatrzyłem kolejno na Lunę i Cirrel.
^-^-^-^-^-^-^-^-^-^-^-^
Nawet nie będę się tłumaczyć, dlaczego mnie nie było tyle czasu. Powiem tyle, że o blogu nie zapomniałam, dopadła mnie tylko niemoc twórcza. Poziom tego posta jest naprawdę opłakany, zresztą tak, jak wielu poprzednich. Szczerze żałuję, obiecuję poprawę.... a nie, to nie to. No nieważne. Postanowiłam jednak dokończyć pierwsze opowiadanie, które zaczęłam (dotarło do mnie, że nawet go nie nazwałam) W wielkich bólach ( i moich, i waszych) ale skończę. Challenge accepted.
Zbuntowana (bo tak nazwałam moje pierwsze opw.)
- w każdą niedzielę
-planowane 5 rozdziałów.
Jak to się skończy? nie będzie kontynuowane. Nie zdzierżę.

A potem.... pomyślę nad czymś fajnym.
Papatki, buzi, karaluchy na poduchy i....eeee- buenos dias?


1 komentarz:

  1. No,wreszcie post !
    Super rozdział !
    Dawaj następny ♥

    http://ja-pamietnik-i-opowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy