wtorek, 30 grudnia 2014

"Zbuntowana" Rozdział 13

Ucieczka

Sala była przepiękna. Obsługa zamku najwidoczniej bardzo się wysiliła. Emily zastanawiała się, skąd  wzięto środki na przygotowanie takiego balu. Po chwili doznała lśnienia.
Już wiem, na co idą nasze podatki!
Zaraz potem doszła jednak do wniosku, że największą uwagę przykuwały magiczne ozdoby- mieniące się kule światła zawieszone pod sklepieniem, sypiące się na podekscytowanych Adeptów nieszkodliwe iskry.
-Tobie też zaparło dech w piersiach, prawda?-spytał Loki.
-Nie. To cecha śmiertelników-odparła Emily, po czym oboje zaczęli się śmiać. Po chwili jednak Loki zauważył, że jego towarzyszkę coś trapi. Szturchnął ją więc i potraktował pytającym spojrzeniem.
-Lepiej mnie nie szturchaj. Zawsze noszę ze sobą sztylet.
Chłopak przyjrzał się sceptycznie postaci Emily- zachwycająca, granatowa suknia opinała jej zgrabną sylwetkę, zwykle schowaną pod zwyczajnym strojem adeptki.
-Gdzie niby...?-chciał zapytać, ale po chwili odpuścił sobie.- Dobra, nie mów, wierzę na słowo.
-I bardzo dobrze.
-No to o co w końcu chodzi?
Potraktowała go wymownym milczeniem.
-Dante?
Mrugnęła.
-Nie przejmuj się tym bufonem. Ponieważ się spóźnił, przejmuję cię jako towarzyszkę. Chodź, bo przegapimy pierwszy taniec.
W tym samym momencie ujrzał jednak sylwetkę mężczyzny, wychodzącego zza rogu korytarza.
-No, prawie ci się udało-uśmiechnął się Dante do Lukiego. Twarz chłopaka wykrzywił mimowolny grymas.
Gdy wszyscy zgromadzili się już w sali, na środek wyszła Głównodowodząca Strażniczka.
Miała w zamiarze wygłosić mowę, po krótkiej obserwacji Adeptów uznała jednak, że to bezsensowne.
-Dobrze, moi drodzy. Zanim rozpocznie się bal i dostaniecie nieme przyzwolenie na zdemolowanie tej wspaniałej sali- popatrzyła wymownie na grupkę osiłków pod sceną- chciałam ogłosić wyniki wstępnych egzaminów. Wyczytani przeze mnie otrzymali wystarczającą ilość punktów oraz dostateczne wyniki z zajęć, więc mogą kontynuować szkolenie. Co do reszty- niestety, wasza przygoda w naszych szeregach najprawdopodobniej dobiegła końca.
Po sali rozległ się cichy chichot. Wiadomo było powszechnie, że prawie zawsze wszyscy zdawali wstępne egzaminy. Nikt więc nie brał pod uwagę, że jego wyniki okażą się niewystarczające.
Janie zaczęła wyczytywać nazwiska. Szum w sali wzrastał na sile, utrudniając reszcie słuchanie. Kilka  noży rzuconych przez pilnujących wydarzenia Strażników załatwiło sprawę.
Cisza jak makiem zasiał.
Emily nagle zaczęła się denerwować. Luki i Julay zostali już dawno wyczytani. Ba! Nawet Madelyn, ta głupia blondyna. A ona...?
Głównodowodząca wyczytała ostatnie nazwisko. I nie było to nazwisko Hataway.
Przyjaciele i nauczyciel spojrzeli na dziewczynę zaniepokojeni. Ona zaś wyraźnie pobladła. Dante chwycił ją za dłoń, ona jednak, nieświadomie, poraziła go energią.
-Nie denerwuj się! To na pewno jakaś pomyłka....
Zaniemówiła. Szybko jednak otrząsnęła się i wybiegła z sali.
Ruszyła w stronę dormitorium. Spakowała "przybornik małego harcerza", przebrała się w spodnie i biegiem udała do stajni.
Osiodłam tylko Bega i już mnie więcej nie zobaczą.
Na drodze stanął jej jednak Dante.
-A ty gdzie?
-Odsuń się. Powinieneś się cieszyć, że już cię nie będę męczyć. Rzecz która nie powinna się zdarzyć, tak? Dobrze. Wymaż mnie z pamięci.
-Nie rozumiesz. Emily...
-Co?!-krzyknęła już ze łzami w oczach.
-Ta rzecz nie powinna się zdarzyć, bo byłem twoim nauczycielem.
-Byłeś...?
-Tak. Zwolnili mnie za to. Zresztą, bałem się, że cię skrzywdzę swoim uczuciem.
-To i tak już nie ważne. Wyjeżdżam.
-A ja jadę z tobą.
Spojrzała na niego z pytaniem w oczach.
-Nie zostawię cię przecież.
Nagle zorientowała się, że ktoś jeszcze jest w stajni. Ujrzała Julay i Lukiego.
-My też cię nie zostawimy.
-Wszystko piękne, tylko co wy wszyscy do cholery jasnej robicie w tej stajni?! Pidżama party?
Wszyscy się roześmiali. I wyjechali, a w tle grała jeszcze muzyka z balu.
-Gdzie właściwie  jedziemy?- spytał Luki.
-Chyba mam jeden pomysł.

Jak to się skończy? Rozdział 3

-Cirrel! Nic ci nie jest?! Ej, wstawaj, błagam cię...
Powoli otworzyłam oczy. Jednak gdy tylko to zrobiłam ujrzałam mroczki i ponownie je zamknęłam. Nie miałam już siły ani chęci do czegokolwiek. Chciałam po prostu zostać na tej posadce i czekać, aż moje kości obgryzie kot Filch'a albo jakiś mały, zabiedzony ślizgon. Moja upierdliwa zbawicielka nie chciała jednak uznać takiego pomysłu.
- Naprawdę nie mogę?- jęknęłam.
-Nie. Psułabyś efekt wizualny tego miejsca.
Chcąc, a raczej bardziej nie chcąc, pozwoliłam przywrócić się do pozycji pionowej. Dopiero teraz zauważyłam, że za Luną ktoś stoi. Czy to przypadkiem nie był ten dziwny gościu, którego rano potrąciłam? Ojć.
------------------
Wyszedłem zza rogu w idealnym momencie by zobaczyć dźwigającą się z podłogi Cirrel. Była przerażająco blada. W dziwny sposób dodawało jej to jednak uroku. Wydawała się taka... delikatna. I bezbronna. Poczułem jakieś dziwne ukłucie w sercu.
-Co się tutaj stało?- spytałem próbując przywrócić swemu głosowi normalny ton. Przezierało przezeń jednak trochę emocji, których nie potrafiłem ukryć.
- Ćpunka leży na podłodze. Co w tym dziwnego?- odezwał się Goyle stojący u mego boku, jak wierny bodygard. Coś się we mnie zagotowało. Stanąłem  przed ciężkim wyborem. Udawać nadal? Czy może... Zrzucić maskę?
Przełknąłem ślinę. Podjąłem już decyzję.
-Rzeczywiście- przytaknąłem jadowicie. - Wśród szlam można się tego spodziewać.
----------------------
Wpatrywałem się w resztki swojej kawy. Miałem sprawdzać wypracowania, ale po wstępie pracy Granger nie miałem siły. Z tą dziewczyną było coś bardzo nie ten teges.
Dobijało mnie, z jakimi pierdołami musiałem się użerać. Gdy szykowałem się w służbę Czarnemu Panu, nie przyszło mi do głowy, że moim głównym zmartwieniem będzie guma na krzesłach i pyskate smarkacze z Gryffindoru. Stwierdziłem, że się starzeję. A gównażeria przyspieszała powstawanie zmarszczek.
Niespodziewanie usłyszałem jakiś rumor. Tak bardzo mi sie nie chciało... Trudno. Musiałem.
Wyszedłem na korytarz szukając źródła hałasu.
-Co to za zbiorowisko?! Za dużo punktów macie?- wrzasnąłem, gdy ujrzałem grupkę uczniów stojącą w kącie. Poszedłbym o zakład, że w grę wchodzą narkotyki. Też byłem nastolatkiem, a kącikowe sprawy nigdy nie pozostawały w pełni niewinne.
-My tu nic Pana!- zapewnił gorliwie Goyle swoim zwyczajnym, przygłupim tonem. Nie udało mi się powstrzymać wymownego przewrócenia oczami.
-To czemu was nadal tu widzę...?
Po tej trafnej uwadze uciekli czym prędzej. "I gdzie ta wasza odwaga cywilna, chojracy?" Tacy właśnie byli ślizgoni. Nie w ich naturze było poświęcanie się w imię sprawiedliwości czy ideałów, a nikt nie wiedział tego lepiej ode mnie,
-Kogo my tu mamy? Obłąkaną i małą przybłędę- popatrzyłem kolejno na Lunę i Cirrel.
^-^-^-^-^-^-^-^-^-^-^-^
Nawet nie będę się tłumaczyć, dlaczego mnie nie było tyle czasu. Powiem tyle, że o blogu nie zapomniałam, dopadła mnie tylko niemoc twórcza. Poziom tego posta jest naprawdę opłakany, zresztą tak, jak wielu poprzednich. Szczerze żałuję, obiecuję poprawę.... a nie, to nie to. No nieważne. Postanowiłam jednak dokończyć pierwsze opowiadanie, które zaczęłam (dotarło do mnie, że nawet go nie nazwałam) W wielkich bólach ( i moich, i waszych) ale skończę. Challenge accepted.
Zbuntowana (bo tak nazwałam moje pierwsze opw.)
- w każdą niedzielę
-planowane 5 rozdziałów.
Jak to się skończy? nie będzie kontynuowane. Nie zdzierżę.

A potem.... pomyślę nad czymś fajnym.
Papatki, buzi, karaluchy na poduchy i....eeee- buenos dias?


Obserwatorzy