niedziela, 12 października 2014

Jak to się skończy? Rozdział 2


-Draco... Hej...-obudziło mnie lekkie szarpanie za rękę. Okazało się, że to Max- wielki szpaner chcący kreować się na złego chłopczyka. Postanowił więc łazić za mną i utrudniać mi życie. "Ty tu jesteś szefem, Draco."- jęczał. No super, tylko co mi po tym? Nie wspomnę o tym, że dzieliłem z tym siusiumajtkiem pokój.
-Co jest?- warknąłem niezbyt zachęcająco. Może to nie było za miłe, ale tego się po mnie spodziewali, czyż nie?
Max przełknął ślinę jakby się bał i wymamrotał że powinniśmy już szykować się na zajęcia. Wtedy to do mnie dotarło: On naprawdę się mnie bał. Warte uwagi, gdy przypomnieć to, że przed dręczeniem innych nie miał oporów.
Denerwowało mnie zachowanie paczki ślizgonów w której musiałem się obracać. Podkładali nogi młodszym, zastraszali, dziewczynom dokuczali nie mówiąc o jakiejkolwiek zmianie zachowania na lekcjach. Nie popierałem tego i szczerze mówiąc czasami zdarzało mi się sabotować akcje tych baranów. Na przykład wtedy, gdy chcieli wyłudzić pieniądze od smarkateri z Gryffindoru. Bezgłowy Jack przypadkiem uprawiał tam poranną gimnastykę. Nie zaniechał jej nawet po śmierci. Niech żyje fitness!
Ubrałem się w czarne spodnie i koszule. Nie, żebym miał jakiś wybór. Szkolny mundurek dawno gnił gdzieś jako szmata do podłogi. Przypomniała mi się akcja poprzedniej nocy: napyskowałem Snape'owi, gadałem o filozofii życia z Luną i prawie na śmierć wystraszyłem Maxa, gdy wróciłem wreszcie do pokoju. Szkodliwość społeczna na dość wysokim poziomie. Powiedziałbym nawet, że podwyższam im statystyki.
-------------------------------
Luna nadal spała, podczas gdy ja byłam już w pełni gotowa. Dawno już się nauczyłam, że nie ma sensu chociażby próbować wyciągnąć ją z łóżka. O dziwo, mimo tego, zawsze znajdywała czas na to, by odwalić się niemiłosiernie przed śniadaniem. Ja natomiast byłam pewna, że akcje z rzodkiewkami z uszach można odwalić tylko na haju. A Luna nie miała zwyczaju pić beze mnie...
Spojrzałam w lustro. W odbiciu przyglądała mi się pulchna, niska dziewczyna o lekko pofalowanych, miękkich, czarnych włosach i niebieskich oczach. Nie mogłam dużej znieść tego widoku, więc rzuciłam prześcieradło byleby tylko uwolnić się od swego wizerunku.
Zabrałam torbę, kontrolnie sprawdziłam Lunie puls, po czym wybyłam na śniadanie. Znaczy, tak jakby śniadanie.
No cóż, to nie jest przywilej dla wszystkich.
--------------------------------
Przyznam się, że byłem zamyślony. W skutek tego wpadłem więc na jakąś dziewczynę- nie zdążyłem dostrzec kto to, gdyż wywróciła się, a jej twarz zakryły czarne loki.
Zrobiło mi się głupio, bo z jej torby wszystko się wysypało a ona najwidoczniej się potłukła. Sprawdziłem szybko, czy nie idzie żaden goryl, po czym ukucnąłem i zacząłem zbierać jej rzeczy.
-Przepraszam, nie chciałem cię wywrócić, eee...
-Mam na imię Cirrel-odparła. Jej niebieskie spojrzenie zelektryzowało mnie. Nie znałem tej dziewczyny. Była...
-Nazywam się Dracon. Nie widziałem cię tu wcześniej. Jesteś nowa?
-Tak- uśmiechnęła się półgębkiem.- I od razu robię uderzające wrażenie, prawda?
Zaśmiałem się na tą uwagę. Ciężko się było przyznać, ale spodobała mi się ta dziewczyna.
-Jeszcze raz przepraszam. Jestem dzisiaj zamyślony.
-A ja mam kaca dnia wczorajszego- wyszczerzyła zęby.
Zdziwiłem się. Większość tutejszych dziewczyn była strasznymi zalotkami- w życiu nie przyznały by się do czegoś takiego.
-Do jakiego domu należysz? Nie widzę u ciebie żadnych barw.
-Bo jeszcze nie należę. Wiesz, nie wiem czy ty zostanę. Jeszcze nawet nie widziałam tej waszej osławionej czapki..
-Chyba chodzi ci o tiarę. Mam nadzieję, że trafisz do Slytherinu.
-Słyszałam, że tam trafiają same mendy.
-Dobrze słyszałaś- mrugnąłem do niej.
Stanęła obok mnie i już miała iść, gdy nagle odwróciła się jeszcze i stwierdziła:
-Niektóre wyjątki potwierdzają regułę-po czym z bajeranckim uśmiechem ruszyła do sali. Wsłuchiwałem się w stukot jej obcasów.
---------------------------------
-Co zrobiłaś?- zapytała zdziwiona Luna, a jakaś ruda dziewczyna wpatrywał się we mnie z nie mniejszym zdumieniem wymalowanym na twarzy.
-Takie to moje szczęście, że zawsze robię z siebie idiotkę. Trudno zaprzeczać faktom.
-Opisz: jak wyglądał ten chłopak?- dopytywała się rudzielec.
-Blond włosy, wysoki, szczupły. Nazywał się chyba.... Da...Du...O! Już wiem! Dracon!
Obie dziewczyny popatrzyły na siebie.
-A propo imion, nazywam się Ginny- oznajmiła koleżanka Luny, po czym uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła do mnie rękę.
-Cirrel- odpowiedziałam.
-Oryginalnie.
-A jakże.
Nie wiem co, ale coś mi nie pasowało w tej dziewczynie. Biła od niej jakaś taka... wymuszona serdeczność. Albo po prostu jej zazdrościłam że jest szczupła i ładna. To też trzeba brać pod uwagę. Nie dla psa kiełbasa, jak to się mówi, stwierdziłam, po czym zrezygnowałam jednak z porannego śniadania.
-----------------------------------------------------------
-Czego się szczerzycie?- warknąłem na Goyle'a i Craig'a. To były osoby, które naprawdę działały mi na nerwy. Nie musiałem się starać, by być dla nich oschłym. O dziwo, jeszcze bardziej mnie najwidoczniej podziwiali. Ale znaleźli sobie autorytet, nie ma co.
Przyjrzałem się tym, co usiłują czytać. Mieli problem ze składnią literek, chociaż to mnie akurat nie dziwiło.
To był prorok ambitny. W sumie, wzięli się nawet za ambitną jak dla siebie lekturę, Zmroziło mnie, gdy dostrzegłem nagłówek:
"Czy Sam Wiesz Kto naprawdę powraca?
Najświeższe informacje- pióra Rity Skeeter"
Nie ma co, kobieta ma tupet, żeby pisać o takich rzeczach. Nie przejęło mnie jednak to pokrętne dziennikarstwo, lecz raczej rozmyślania panujące obecnie w moim...domu, jakkolwiek by to nazwać. Bałem się tego, w co mogłem zostać wpakowany. Znowu.
---------------------
-Dobrze się czujesz Cirrel?
Podniosłam brew i przekazałam jej odpowiedz samym wyrazem mojej twarzy.
-Zarąbiście.
-Brzmisz jakbyś właśnie umierała.
-Z każdą sekundą jestem coraz bliżej śmierci, Edwardzie.
-Ech, źle z tobą, kiedy cytujesz "Zmierzch".
Szłyśmy padnięte w stronę dormitorium. Lekcje były koszmarne.
Tylko dwie mi się podobały. Opieka nad magicznymi stworzeniami- mieliśmy akurat lekcje o jednorożcach.  I jeszcze eliksiry... uwielbiałam je tworzyć, ale godzina zapadła mi w pamięć przez tego profesora. Zaintrygował mnie. Był taki... sama nie wiem jak to ująć. Inna sprawa, że nie mogłam już doczekać się następnych eliksirów.
Nagle dostrzegłam idącego w naszą stronę Smoka, jak zaczęłam go żartobliwie w myślach nazywać. Szedł w obstawie dwóch goryli- jeden łysy, drugi z płaską twarzą. A, i jeszcze jakiś mały gagatek szczurowatej urody. Ale towarzystwo. Za nimi słyszałam jeszcze piskliwy głos jakiejś niuni.
Poprawka- tutaj wszystkie dziewczyny mają piskliwe głosy.
Przyglądał mi się. Dziwne. Z drugiej strony, spodziewałam się tego po nim.
-Cirr.... naprawdę wyglądasz kiepsko.
-Może trochę mi słabo- stwierdziłam opierając się plecami o ścianę. Draco zniknął już za rogiem.
Podłoga nagle zaczęła się przybliżać.

3 komentarze:

  1. Trzy raz tak dziękujemy. ;) Po raz kolejny mnie pozytywnie zaskakujesz, ale w sumie nic dziwnego, skoro piszesz tak delikatnie i pięknie. To dopiero prolog, a już wiem, że będę regularną czytelniczką Twojego opowiadania.
    Pozdrawia Anka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że żyjesz i dobrze się miewasz. I jestem bardzo zadowolony, że zdecydowałaś się pisać o Lunie :) Tylko czy nie za dobry ten Draco ?
    Ps u mnie ukarzę się dzisiaj nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo ciekwie się zaczyna! Muszę wpadać częściej daj znać jak dodasz kolejna czesc :) Masz talent!

    miloscwczasachapokalipsy44.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy