Jestem osobą, która łatwo zapomina i wybacza. Nie umiem trzymać urazy. Możecie więc przypuszczać, że kto jak kto, ale z takim charakterem na pewno nie mam wrogów. Mylicie się. Zastanowiłam się nad tym, kim te osoby są dla mnie i co nas skłóciło. Doszłam do wniosku, że... ci ludzie po prostu nie potrafią wybaczyć mi. Myślę, że jest to kwestią pokory, której uczy życie. Trudno, nie będę się tym przejmować. Przecież, wróg też może być, jakby to ująć- "pożyteczny", prawda? Umiem wyobrazić sobie takie sytuacje. Co prawda, mi się to jeszcze nigdy nie zdążyło, ale może też skorzystam na niechęci moich wrogów do mnie? Mimo, że brzmi to jak żart. Rozmyślam nad tym, ponieważ przypomniała mi się sytuacja z pewnej książki. To była bajka, baśń mogłabym nawet powiedzieć. Tylko, że... w trochę niecodziennym wydaniu. W każdym razie, opowiadała dzieje pewnej księżniczki. I księcia. I małej brzydkiej ropuchy oraz młodego, przystojnego taksówkarza. Zacznijmy więc, od naszego ostatniego, przypuszczalnie najmniej ważnego bohatera. Zdziwiło mnie, że w bajce o, jak myślałam, pięknej romantycznej miłości i wielkich, odważnych dokonaniach, historia skupia się na postaci... płaza. "Była sobie kiedyś mała, brzydka ropucha. Miała pomarszczoną skórę i wyłupiaste oczka"- takie słowa ujrzałam na pierwszej stronie. Autor nie oszczędził też opisu charakteru: ponoć była ona samolubna, zawistna i wredna. To również było zaskakujące, gdyż po pierwszych słowach można by uznać, że powinniśmy współczuć tej, hmmm, żabce. Ale nie. Potem poznałam wizerunek zgoła odmienny- wcielenia wszelkich cnót, królewny. Królewna mieszkała w zamkniętej wieży i jak w każdej bajce przystało grzecznie i cierpliwie czekała na wielką miłość, która musiała kiedyś do niej przecież przyjść. Prawda? Bo królewna też miała wątpliwości. I była już zdenerwowana, przestraszona o swoją przyszłość. A jeśli książę miał problemy z podkuciem kopyt? Może musiał się udać na autobus, a ten mu uciekł? Bała się coraz bardziej. Strach ten dostrzegła ropucha. Ponieważ była złą, wredną istotą, postanowiła zrobić na złość królewnie i podpuścić ją. Powiedziała jej, uprzednio dowiedziawszy się, że książę już jest w drodze do wieży, że młodzieniec ma kłopoty, a ta powinna pójść go poszukać. Księżniczka udała się więc na wyprawę: złapała najbliższą taksówkę i przeczesywała okolicę. Książę, zauważywszy że księżniczka na niego nie czeka wzgardził jej osobą i wybrał się zabijać kolejne smoki. Ropucha była bardzo zadowolona widząc zrozpaczoną królewnie. Zdziwiło ją jednak, że taksówkarz zaczął dziewczynę...pocieszać. I tym sposobem, zupełnie przypadkowo poznało się dwóch przeznaczonych sobie ludzi. A gdy jechali na swój miesiąc miodowy ukochaną taksówką... przejechali żabę.
Jak wcześniej wspomniałam, nie była to zwykła bajka. Miała bowiem morał... inny od podobnych sobie, znanych nam. Zastanowił mnie on i zrozumiałam, że miałam rację: nawet najgorzej życząca nam osoba może zrobić dla nas coś dobrego. Bo gdyby ropucha nie podpuściła królewny, ta nigdy nie wyszłaby z wieży. I mimo, że stworzyło to dla niej niebezpieczeństwo, opłaciło się. Zrobiła coś, czego nie poradziłby jej żaden przyjaciel. To wróg był dla niej pożyteczny. A i pamiętajmy o tym: życie odpłacą nam za nasze uczynki- i te dobre i te złe.
---------------------
A, taki szkolny śmieć. Na blogu pustki, więc postanowiłam przedstawić wam, nad czym spędza samotne wieczory moja polonistka. Jak co, temat był narzucony (o pożytecznym wrogu). Nie wymyśliłabym czegoś tak dupnego.